W 1996 r. Wojciech Klaczek zaciągnął w banku kredyt i kupił dwuletniego poloneza. Zabezpieczeniem kredytu był między innymi zastaw na rzecz Kredyt Banku S.A., ustanowiony na samochodzie i wpisany w dowodzie rejestracyjnym. Dwa lata później Wojciech Klaczek rozchorował się, potrzebne były pieniądze na leki. Rodzina postanowiła sprzedać auto. - Zadzwoniliśmy do banku, czy możemy sprzedać samochód – mówi Mirosław Klaczek, syn Wojciecha. – Był chętny kupiec, ale bank wskazał jeden autokomis. W komisie wyceniono samochód na 8,5 tysiąca, nawet nie oglądano go. Kwotę mieli przelać do banku. Prosto z komisu Mirosław Klaczek razem z ojcem poszli do banku. Tam na polecenie naczelnika wydziału kredytów Wojciech Klaczek podpisał dwa dokumenty. Pełnomocnictwo dla banku do sprzedania samochodu i pokrycia kredytu, oraz upoważnienie do zlicytowania samochodu, gdyby przez trzy miesiące w komisie nie znalazł się kupiec. - Naczelnik wydziału kredytów przejrzał dokumenty i kazał urzędniczce napisać, że kredyt został spłacony – mówi Mirosław Klaczek. – Gdy wyszliśmy od niego, byliśmy przekonani, że sprawa jest załatwiona. Pismo było adresowane do Wydziału Komunikacji Urzędu Miasta w Katowicach, aby wykreślono z dowodu rejestracyjnego zapis o zastawie ciążącym na aucie, ponieważ kredyt jest już spłacony. Minęły cztery lata. Wojciech Klaczek był już bardzo ciężko chory, gdy nagle dowiedział się od banku, że kredyt jednak nie jest spłacony. Na krótko przed śmiercią bank zdążył jeszcze zająć mu rentę. Po śmierci ojca, syn razem z matką odziedziczyli niespłacony kredyt. Zaczęli wyjaśniać sprawę. Byli zdumieni, dlaczego bank milczał tak długo i zastanawiali się, co zrobił z samochodem, skoro kredyt jednak nie był spłacony. W Wydziale Komunikacji okazało się, że w jego bazie danych figuruje pismo o spłaceniu kredytu, zastaw nie istnieje. W rejestrze sądowym natomiast zastaw bankowy nadal obciąża poloneza, którego właścicielem jest nieżyjący Wojciech Kuczek. Natomiast radca prawny Kredyt Banku S.A. uznał, że cała sprawa wzięła się z postępowania naczelnika wydziału kredytów, który nie był upoważniony do tego, by podpisywać pismo o spłacie kredytu. To nie bank, ale Wojciech Klaczek podpisał umowę z autokomisem. Tymczasem autokomis dawno nie istnieje, a jego właściciel nie żyje. Naczelnik wydziału kredytów z Wrocławia od kilku lat już nie pracuje w banku. Nie chciał komentować sprawy, tłumacząc się niepamięcią. Kilka dni temu sprawą kredytu zajęła się prokuratura. Na Mirosławie Klaczku póki co ciąży konieczność spłaty kredytu w wysokości 35 tysięcy złotych.