- W życiu bym się nie spodziewała, że pod własnym domem zostanę pobita – mówi Aneta Siemianowska.
Jak tłumaczy kobieta, wcześniej wyszła przed dom, bo usłyszała głośną rozmowę, która dotyczyła jej rodziny.
- Ona zaczęła, wręcz krzycząc na ulicy, do jakiejś kobiety i pokazując na nasze okna, mówić: „To jest to okno, oni tu mieszkają, mają kamerę i przy jej użyciu donoszą i przez nią dostałaś mandat” – przywołuje pani Aneta i dodaje: - Obcych ludzi wciąga się przeciwko nam, a my jesteśmy niewinni.
Skłóceni sąsiedzi, nagrywanie i wyzwiska
- Problem zaczął się, jak sprowadzili się nowi sąsiedzi. Wtedy zaczęły się dziać burdy pijackie, awantury i zakłócanie ciszy nocnej. Nam się to przejadło – tłumaczy Zbigniew Siemianowski, mąż pani Anety.
- Zaczęliśmy reagować w sposób cywilizowany – chodząc do straży miejskiej i na policję. Tak, żeby ktoś nam pomógł. Ale sytuacja stawała się z dnia na dzień coraz gorsza. Oni zaczęli nam publicznie ubliżać na ulicy i na posesji przy ludziach – dodaje mężczyzna.
Prawdziwą solą w oku drugiej strony stał się monitoring zamontowany przez Siemianowskich.
- Jak oni tutaj nie mieszkali, to brama była regularnie zamykana. Dla naszego bezpieczeństwa. Oni zmienili ten zwyczaj. Nam się to nie podobało, bo mamy tam okna i jak brama była otwarta, to bezdomni wchodzili się załatwiać i pili piwo – tłumaczy pan Zbigniew.
Kilka domów dalej mieszka pani Irena. Kobieta przyjaźni się z sąsiadami pani Anety i pana Zbigniewa, często ich odwiedza. Jej wyzwiska i groźby skończyły się dla niej zarzutami i aktem oskarżenia, co nie powstrzymało jej przed dalszymi aktami agresji.
Interwencje policji
Tymczasem wróćmy do dnia pobicia pani Anety. Trzy godziny po tym wydarzeniu, pani Irena wraz partnerem czekała na pana Zbigniewa pod jego domem.
- Jak usłyszałam przez okno głos taty, to zamarłam. I dosłownie zaczęłam się drzeć, żeby go zostawili. Darłam się, jakby mnie żywcem ze skóry rwali. A oni miotali nim jak workiem ziemniaków. A to gdzieś o bramę, a to gdzieś o ogrodzenie – opowiada córka Siemianowskich.
To ona wzywała policję zarówno do pobicia swojej matki, jak i ojca. Za pierwszym razem policja przyjechała dopiero po dwóch godzinach. Pani Aneta była już wówczas w szpitalu ze złamanym nosem.
- Córka powiedziała, że pani Irena ma sprawę w sądzie. Za groźby karalne do mnie i mojego męża, za naruszenie nietykalności cielesnej. Policja bardzo dobrze wiedziała, co to jest za kobieta. Ale ją po prostu wylegitymowali i pojechali – mówi pani Aneta.
- Zadzwoniłam znowu na 997 i powiedziałam, żeby szybko przyjechali, bo biją mojego tatę. Usłyszałam: „To niech tata wejdzie do domu”. Jak miał wejść, jak dwójka ludzi nim miotała? – denerwuje się córka Siemianowskich.
- Wtedy pani Irena też dzwoniła na policję, żeby przyjechali, bo twierdziła, że tata wszystko spowodował. Rozmawiała z operatorem policji i mówiła: „Proszę pana, czy mogę mu przy…” – opowiada córka pani Anety i pana Zbigniewa.
Na nagraniu z tej sytuacji słychać śmiechy sąsiadów państwa Siemianowskich. Później pada:
- Policja powiedziała, że tak, że mogę ci przy… Tak ci do… że cię Matka Boska nie pozna – słyszymy ze strony pani Ireny.
- Policji powiedziałem, że ta kobieta ma sprawę o groźby karalne. Policja nie przejawiała jakiegoś zainteresowania – zwraca uwagę pan Zbigniew.
Konflikt sąsiedzki to pojęcie, którego nie ma w prawie
Policja znów nie zatrzymała agresorów. Państwo Siemianowscy zostali w domu sami ze swoim problemem.
Jak sprawę komentuje policja?
- Przede wszystkim mówimy o konflikcie sąsiedzkim. Pod tym adresem w przeciągu ostatnich dwóch lat odnotowaliśmy 24 policyjne interwencje. W ostatnim czasie mieliśmy zdarzenie, kiedy awantura zakończyła się rękoczynem – mówi podkom. Piotr Szpiech z Komendy Miejska Policji w Krakowie.
Dlaczego nie zatrzymano agresorki?
- Zarówno jedna strona konfliktu, jak i druga twierdziły, że są stronami poszkodowanymi – stwierdza podkom. Piotr Szpiech.
Ale jedna z osób, pani Irena, ma postawione zarzuty i jest akt oskarżenia.
- Nie możemy stygmatyzować jednej ze stron – dodaje policjant.
Pani Irena i jej mąż zostali przesłuchani dopiero, gdy ich ofiary poszły na komisariat złożyć zawiadomienie. Kilka dni później prokuratura wydała agresorom zakaz zbliżania się do pani Anety i pana Zbigniewa.
- Ja poturbowałam? Ta pani mnie napadła, na chodniku i mam świadka. Mam zakaz zbliżania, bo ona ma znajomości w policji. To było w obronie własnej, broniłam się. Ona wyleciała i zaczęła mnie atakować – stwierdza pani Irena.
- Boję się, mam psychologa na czwartek za to, że zostałam napadnięta. W pracy nie mogę pracować, a jestem szanowanym pracownikiem – dodaje kobieta.
- Dzielnicowy zna tę sytuację, został poinformowany i zapewnił mnie, że w najbliższym czasie nawiąże kontakt z jedną i drugą stroną – zapowiada podkom. Piotr Szpiech.
- Zastanawiałam się, czy pokazać swoją twarz w reportażu. I uznałam, że ona musi być pokazana, bo my nie zrobiliśmy nikomu żadnej krzywdy i nie zasługujemy na to, co robią z nami. Mam czuć się w domu bezpiecznie, bezpiecznie ma się czuć moje dziecko, a nie chodzić z włączoną kamerą czy dyktafonem w obawie, co się wydarzy. Boimy się wyjść – kończy pani Aneta.
Odcinek 7258 i inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl
Autor: Uwaga! TVN