Chiny, Włochy
Z epidemią koronawirusa Chiny walczą od początku roku.
- Mieszkamy z żoną w mieście Kanton w Chinach. Na naszym osiedlu wykryto ludzi zarażonych wirusem. Obecnie na nasze osiedle wstęp mają tylko i wyłącznie jego mieszkańcy. Za każdym razem prowadzona jest dezynfekcja dłoni. Wchodząc na osiedle, sprawdzana jest temperatura ciała - opowiada Marcin Wincenty, autor vloga „To są Chiny”.
Na Europę strach padł kilka dni temu, gdy wirus dotarł do północnych Włoch i szybko rozprzestrzenił się, powodując kilkanaście ofiar śmiertelnych. Władze zamknęły szczególnie zagrożone rejony, tworząc tzw. czerwone strefy. Jedna z nich obejmuje okolice miasteczka Codogno w okolicy Mediolanu.
- Mniej więcej 50 tys. mieszkańców zamkniętych jest w dziesięciu miasteczkach. Wszystkie większe sklepy są pootwierane, możemy robić zakupy, niczego nam nie brakuje. Do sklepu wpuszczani jesteśmy po dwie, trzy osoby. Wszystko po to, żeby zmniejszyć kontakt z drugim człowiekiem, który robi zakupy - relacjonuje mieszkanka miasteczka Codogno w tzw. czerwonej strefie.
Przykłady Chin i Włoch pokazały, że najbardziej zagrożeni zakażeniem są lekarze i pielęgniarki kontaktujący się z chorymi bez zabezpieczeń. Chińskie władze poradziły sobie z tym, wprowadzając niezwykle radykalne środki ochrony personelu szpitali.
- Każdy pacjent powinien się telefonicznie zarejestrować. Jest pytany o gorączkę i objawy i podróże. Jeśli był w takich miejscach, kierowany jest do specjalnych klinik wyznaczonych przez rząd, gdzie jest prowadzona ostateczna diagnostyka. Po dwóch, trzech godzinach jest wynik. Wszyscy lekarza mają obowiązek noszenia masek, rękawiczek, okularów i ubrania ochronnego. W Wuhan gro pacjentów stanowi personel, który na początku nie dostosował się, nie prowadził protokołów – opowiada Marcin Wincenty.
Oddziały zakaźne
Polskie władze radzą, by potencjalni chorzy zgłaszali się na oddziały chorób zakaźnych, ale tymi dysponują tylko szpitale w dużych miastach. Lekarz, na co dzień pracujący w kilku powiatowych szpitalach jest przekonany, że chorzy z prowincji będą masowo wzywać karetki lub osobiście zgłaszać się na szpitalne oddziały ratunkowe.
- Pacjent, który sam się zgłasza na SOR, jest pilotowany przez pielęgniarkę, która zbiera wywiad i przychodzi do lekarza pytać, co dalej. W SOR-ach, które znam, nie ma opcji izolowania pacjenta – opowiada nam anonimowo lekarz.
Polskie służby zapewniają, że są przygotowane do walki z rozprzestrzenianiem się wirusa Wuhan. Ludzie związani z ochroną zdrowia, którzy już dziś, na co dzień testują ów system zabezpieczeń coraz częściej twierdzą jednak, że jest on pełen dziur i w praktyce nie działa.
- Jeżeli będą okresy większych przypadków zachorowań w jednym rejonie, podobnie jak we Włoszech mogą powstać tak zwane czerwone strefy - komentuje Marek Posobkiewicz, specjalista chorób wewnętrznych i medycyny tropikalnej i radzi: Jeżeli naszym współlokatorem jest osoba zarażona, stężenie wirusa będzie największe. Żeby zminimalizować ryzyko, należy unikać używania tych samych ręczników, sztućców i naczyń. Powinniśmy często przecierać, dezynfekować przedmioty codziennego użytku. Należy też wietrzyć pomieszczenia. Poprzez wietrzenie pomieszczenia, rozrzedzamy stężenie wirusa w powietrzu i minimalizujemy ryzyko zachorowania.
Nasze zdrowie i bezpieczeństwo w kontakcie z wirusem zależy w dużej mierze od działań państwowych służb, ale, w co najmniej tym samym stopniu od nas samych. Przykład krajów, w których rozprzestrzenił się koronawirus uczy, że zamiast spektakularnych metod ochrony typu maseczki na twarz, warto zadbać o podstawowe zasady higieny np. częściej niż zwykle myć ręce.
Zobacz także rozmowę z ekspertami i reporterem Uwagi! Tomaszem Patorą. W Waszym imieniu pytania zadawała Agata Młynarska: