Pan Czesław od lat znosi do domu najprzeróżniejsze rzeczy. Jego mieszkania nie da się nazwać inaczej niż śmietnikiem. Lokatorzy budynku wielokrotnie prosili go o wywiezienie śmieci, jednak od lat ich prośby są zbywane. Rok temu pan Czesław zalał sąsiadów. Wtedy musiał zgodzić się na częściowe wywiezienie śmieci. Obiecywał, że za kilka tygodni oczyści mieszkanie. Słowa nie dotrzymał. - On jest inteligentny, można z nim rozmawiać, ale czasem myśli nie do rzeczy – mówi Franciszek Odzionek, sąsiad pana Czesława. – Że chce robić jakieś atesty, patenty. Na prośbę sąsiadów do budynku przyjechała policja. Pan Czesław nie chciał otworzyć drzwi. Okazało się, że są otwarte. Ale policjantom z najwyższym trudem udało się wejść do środka, bo śmieci zatarasowały drzwi. Przekonywanie uciążliwego lokatora do zgody na wywóz śmieci i przedmiotów łatwopalnych z jego mieszkania nie było łatwe, ale argumentacja, że w zamian za zgodę dojdzie do włączenia mediów była przekonująca. Pan Czesław własnoręcznie podpisał zgodę. Właściciele spółki mieszkaniowej natychmiast zorganizowali samochody i fachową pomoc. Niestety okazało się, że pan Czesław zmienił nagle zdanie. - Co zrobić, że taka choroba jest, że szkoda tej torebki wyrzucić, bo to jest torebka – tłumaczy pan Czesław swoje przywiązanie do rzeczy i wyjaśnia ich przeznaczenie. – Zbuduję jacht na kołach, kadłubowiec, z pływakami dla trenujących kajakarstwo, wioślarstwo. Potrafiłem wiosłować cały dzień. Sześć lat temu spółka zwróciła się do prokuratury z prośbą o ubezwłasnowolnienie pana Czesława. Specjaliści orzekli, że uciążliwy lokator jest zdrowy i nie zagraża otoczeniu. Właściciele spółki wielokrotnie próbowali dogadać się z panem Czesławem, który reagował w jeden sposób: opłacając czynsz nawet cztery miesiące wcześniej. - Zgadzał się na oczyszczenie mieszkania, a za pięć minut odwoływał zgodę – mówi Roman Kruk, prezes Spółki Mieszkaniowej Wesoła w Mysłowicach. – Dla spółki jest jedna droga – wypowiedzenie lokalu i eksmisja. Nawet lokal socjalny mu nie przysługuje. A nawet jeśliby taki dostał, to znów będzie śmietnik. Reporterka UWAGI! spotkała się z córką pana Czesława. Kobieta przyznała, że ojciec od zawsze żył w taki sposób. Po śmierci matki, kiedy została sama z ojcem, praktycznie nie mogła liczyć na żadną jego opiekę i pomoc. - Od ojca dawno się odcięłam, bo on też zapomniał, że ma córkę – mówi córka pana Czesława. – Zawsze oszczędzał, oszczędzał, nie wiadomo po co, a potem pieniądze wyrzucał w błoto. Ale żeby dziecku dać na życie, to nie. Dziś po raz kolejny sanepid, policja i straż miejska próbowały porozumieć się z panem Czesławem. Mężczyzna ponownie nie zgodził się na opróżnienie mieszkania ze śmieci. Teraz dzięki naszej interwencji przebywa w szpitalu. Lekarze nie podjęli jeszcze decyzji, czy zlecić badania psychologiczne. Tymczasem właściciele spółki, pomoc społeczna i policja powiedzieli nam, że jeszcze raz wystąpią do sądu z prośbą o przebadanie pana Czesława.