„Droga Redakcjo! Jesteśmy wychowankami Domu Dziecka w Sulejowie i zwracamy się o interwencję i pomoc, której nie możemy nigdzie uzyskać. Dom dziecka, który przez wiele lat był jedynym naszym domem, gdzie panowała atmosfera życzliwości, przyjaźni i zrozumienia naszych problemów od kilku miesięcy stał się miejscem, gdzie nie chce się żyć, skąd się ucieka. Prosimy o pomoc, dyrektor i administrator są przez wszystkich znienawidzeni, ale nikt się nie odważy głośno tego powiedzieć. Dłużej w tym domu nie możemy żyć, buntujemy się złym zachowaniem, nie chodzeniem do szkoły i piciem alkoholu. Wiemy, że pogarszamy sytuację, ale co mamy robić? Dzieci z domu dziecka.” Po otrzymaniu tego dramatycznego listu spotkaliśmy się z wychowankami Domu Dziecka w Sulejowie. To, co od nich usłyszeliśmy, przeraziło nas. - Teraz to jest dom pana dyrektora - powiedział nam jeden z wychowanków. – Jeżeli on powie „dzisiaj nie jesz”, to my musimy go słuchać. - Wyrzutkami jesteśmy – żali się inny wychowanek. – Mówią, że nas tam nie trzymają, że brama jest otwarta. Na miejscu usłyszeliśmy również o przypadku przemocy w domu dziecka. – Pewnego dnia nie poszedłem do szkoły, mój pokój był zamknięty – opowiadał jeden z mieszkańców domu dziecka. – Poszedłem do izolatki i przyszedł pan z administratorem. Od razu do mnie z rękoma, zaczęliśmy się szarpać. Złapał mnie za gardło i podniósł do góry. Problemy dzieci z domu dziecka w Sulejowie zaczęły się, gdy na stanowisku dyrektora zasiadł Tadeusz Dudkiewicz, który od razu zaczął wprowadzać nowe porządki. - Tak, jak ja sobie to wyobrażam, to powinienem być kierowcą autobusu z napisem dom dziecka, ażeby szczęśliwie dojechał do przystani, do celu, do mety – tak widzi pracę w domu dziecka Tadeusz Dudkiewicz, obecny dyrektor tej placówki. ---obrazek _i/sikorkadd/dom dziecka 2.jpg|prawo|Dyrektor Tadeusz Dudkiewicz--- - Od maja tamtego roku nie mamy już psów, które kochaliśmy – opowiada nam jeden z wychowanków. – To były bezdomne psy, które przygarnęliśmy. Borys był tu od 5 lat. Jerzy Kisiela, były dyrektor domu dziecka w Sulejowie, nie może pogodzić się z takim traktowaniem dzieci. – One bardzo to przeżyły – mówi. – Psy były ich przyjaciółmi, były bezpieczne dla dzieci. Na jednym z nich dzieci się wieszały, bawiły, zimą nawet sanki ciągnął. Psy były im potrzebne. Dlaczego je zlikwidowano, to ja nie wiem do dzisiaj. Niestety, dyrektor nie tylko nie potrafi zrozumieć miłości dzieci do zwierząt, co gorsza nie pielęgnuje miłości sióstr i braci, a przecież dla wielu dzieci właśnie rodzeństwo jest jedyną bliską rodziną. - Dyrektor nie rozumie tych dzieci –mówi jedna z wychowawczyń domu dziecka w Sulejowie. – Nie starał się współpracować ani z wychowawcami, ani z dziećmi. Dlatego też rozdzielił rodzeństwa i zrobił grupy dzieci najmłodszych, do których starszym generalnie nie wolno wchodzić. - To jest straszne – komentuje były dyrektor domu dziecka w Sulejowie. – Przez tyle lat budowaliśmy system rodzinny. Robiłem wszystko, żeby rodzeństwo było przynajmniej w tej samej grupie razem, jeżeli już nie dało się położyć ich w jednej sali. Zabranie wszystkich małych dzieci i wpakowanie ich w jedną grupę, to zbrodnia na dzieciach. Pracę dyrektora Dudkiewicza nadzoruje starosta piotrkowski Stanisław Cubała. Co zaskakujące, w pełni popiera działania podwładnego. - Myślę, że dyrektor słusznie zrobił. Pani pyta tylko o odpowiednią grupę dzieci. ---obrazek _i/sikorkadd/dom dziecka 1.jpg|prawo|Starosta Stanisław Cubała--- Na nasze pytanie, czy dzieli dzieci na lepsze i gorsze, starosta odpowiedział: - No, na to wychodzi! Dzieci nie są równe wszędzie i to, co zrobił pan dyrektor, jeszcze raz powtarzam, że robi bardzo dużo dla tych dzieci. Starosta chwali pracę dyrektora, ale zupełnie inną ocenę wystawiają mu kontrolerzy wyższego, wojewódzkiego szczebla. Wyniki ich kontroli są zastraszające. „Dom dziecka w sposób wysoce niewłaściwy wykonuje swoje obowiązki. Nie dba o prawidłowy przebieg procesu wychowawczego. Nie zapewnia należytej opieki. Nie dokłada starań by umożliwić powrót do domów rodzinnych.” Każdy dyrektor domu dziecka musi mieć odpowiednie kwalifikacje niezbędne do pełnienia tej funkcji. W tym zakresie Tadeusz Dudkiewicz ma bardzo poważne braki. Co prawda, posiada wykształcenie pedagogiczne choć przez 30 lat mógł wiele zapomnieć. Nie spełnia jednak innych wymaganych przez prawo warunków. Nie ma doświadczenia w pracy w placówce opiekuńczo-wychowawczej. Jak to możliwe, że starostwo powołując go na to stanowisko nie dostosowało się do obowiązującego prawa? ---strona--- Czytaj również:Porzucone dzieci Kto zaopiekuje się Kubusiem? Pomóżmy Jasiowi Dziecko to nie przedmiot