Liceum w Resku zorganizowało szkolny biwak. Młodzież miała poznawać przyrodę. Wyjazd szybko wymknął się spod kontroli. Nauczycielka piła z młodzieżą alkohol. -Piliśmy razem z nią, bo powiedziała żebyśmy się nigdzie nie rozchodzili sami. Że jeżeli mamy pić, to pijmy razem, bo stanie nam się krzywda, jeżeli się rozejdziemy- wspomina jedna z uczestniczek biwaku. Do tragedii jednak doszło. Mąż nauczycielki zwabił dwie uczennice do samochodu, pod pozorem wycieczki na polowanie. Pojechali razem do domu, co tłumaczył koniecznością zabrania telefonu komórkowego. Podczas gdy jedna z dziewczyn była w łazience, zgwałcił jej koleżankę. Po wszystkim dziewczyna wybiegła z domu oprawcy. - Nie wiedziałam, co mam zrobić. Dopiero po chwili pomyślałam, że może to samo zrobić Monice i wróciłam szybko na górę. Jak weszłam do domu, Monika wychodziła z toalety cała zapłakana. Po pewnym czasie koleżanki opowiedziały o wszystkim rodzicom. Ci skierowali sprawę do prokuratury. - Przedstawiono panu Hubertowi H. zarzut dwukrotnego zgwałcenia, oraz rozpijania małoletnich, ponieważ podał alkohol. Wobec dyrektora szkoły, który dopuścił do tego, że nauczyciel stażysta pojechał na biwak bez opiekuna, również będzie wszczęte postępowanie dyscyplinarne - wyjaśnia prokurator Klaudia Karpińska- Gęsikiewicz. Nauczyciele z Liceum w Resku potępiają zachowanie nauczycielki i jej męża. Wychowawczyni klasy jest zawieszona w obowiązkach. Małgorzata Biały - zastępca dyrektora, niechętnie opowiada o tym, co zaszło. Tłumaczy, że mąż nauczycielki nie był opiekunem. Kim więc była druga osoba, która zajmowała się młodzieżą? - W środowisku jest osobą znaną. Nie pracuje w szkole – tłumaczy. Zgwałcone dziewczynki nadal przeżywają koszmar. - Czasami budzę się w nocy i jak jest ciemno, jakbym widziała go przed oczami. Boję się, wyjść na dwór, jak jest już szaro, że przyjedzie, pobije albo coś zrobi - mówi jedna z uczennic.