Gdzie są pieniądze zebrane dla chorego dziecka?

TVN UWAGA! 4292556
TVN UWAGA! 223608
Przez wiele lat jedna ze szczecińskich fundacji pomagała chorym dzieciom. Organizowała przedstawienia w szpitalach i zbierała pieniądze dla potrzebujących. W regionie cieszyła się znakomitą opinią. Jej szefa nagrodzono nawet Orderem Uśmiechu. Dziś fundacja nie działa, w związku z jej działalnością toczą się procesy o oszustwa, wyłudzenia i groźby karalne. Poza tym organizacja nie potrafi rozliczyć się z pieniędzy zbieranych dla nieuleczalnie chorych maluchów.

Zbiórka dla Julii

By zbierać pieniądze na leczenie swojej córki, państwo Kartanowiczowie poprosili o pomoc szczecińską fundację organizującą między innymi przedstawienia teatralne dla dzieci. Zgodnie z prawem, przekazując 1 % podatku dochodowego na rzecz organizacji pożytku publicznego można w Polsce wspomagać potrzebujące dzieci.

- Julia urodziła się z głęboką hipotonią mięśniową. Są to zaburzenia w sferze fizycznej, emocjonalnej, poznawczej, społecznej. Mimo tego, że ma dziewięć lat, Julia nadal nie mówi. Ani jednego dnia nie była zdrowa więc od początku wymagana jest wielozmysłowa rehabilitacja. Te pieniądze są naprawdę bardzo potrzebne, żeby naszej Julci umożliwić lepsze funkcjonowanie i rozumienie tego świata – mówi matka Julii, Justyna Kartanowicz.

- Ten 1% zbieraliśmy my sami. To były przez nas zrobione ulotki. Roznosiliśmy je po rodzinie, znajomych, mniejszych i większych firmach. Ten 1% był całym wkładem wszystkich podatników, a ze strony fundacji było tylko takie porozumienie, że oni użyczają tego konta bezpłatnie, a my możemy z tych środków korzystać po przedstawieniu różnego rodzaju faktur i rachunków – dodaje Tomasz Kartanowicz, ojciec Julii.

Kolejni poszkodowani

Tomasz Kartanowicz polecił fundację, z którą nawiązał współpracę, swojej znajomej Ewelinie Fabich. Jej córka Lena cierpi na wczesnodziecięcy autyzm. Dziewczynka potrzebuje całodobowej opieki i rehabilitacji.

- Szukaliśmy fundacji i zapytałam Tomka, czy nie ma jakiejś zaufanej. I polecił mi tę fundację, która opiekowała się Julią. Okazało się, że nie biorą prowizji, a dla nas to było ważne. Zadzwoniłam tam, porozmawiałam, potem dostałam umowę, sprawdziłam u Tomka czy jest taka sama jak ich i okazało się, że jest. Podpisałam, wysłałam i tak się właściwie zaczęła nasza współpraca z fundacją – opowiada Ewelina Fabich.

Urwany kontakt

- Ostatnie spotkanie z właścicielami fundacji mieliśmy pod koniec lutego, bo zorganizowaliśmy tam urodziny dla Julci. W tym dniu zostawiliśmy im faktury, za Julci rehabilitację. Opiewały na kwotę ok. sześciu tysięcy złotych. I od wtedy urwał się kontakt z fundacją. Mąż wydzwaniał, ale zawsze to były odpowiedzi, że są na zwolnieniu, że ktoś jest chory, że nie mogą rozmawiać – mówi Justyna Kartanowicz.

- Wysłałam fakturę. Wcześniej mówili, że to mniej więcej dwa tygodnie trwa ta refundacja. Czekałam, ale się nie doczekałam. Faktura wróciła z powrotem. Zaczęłam tam dzwonić, ale nie odbierali ode mnie telefonów. Jak pojechaliśmy, to pani Joanna przyznała, że mają zablokowane konta przez urząd skarbowy. I w sumie dwa lata się już to ciągnie i nic się nie dzieje – opowiada Ewelina Fabich.

Konflikt z prawem

Joanna J. z pracy w fundacji formalnie zrezygnowała, gdy wyszło na jaw, że prokuratura wszczęła postępowanie o wyłudzenie niemal 200 tys. zł z unijnych dotacji. Fundacją nadal zarządzał jej mąż Tomasz. On także ma problemy z prawem.

- W 2012 roku prokurator skierował do sądu akt oskarżenia przeciwko Joannie J. o oszustwo i podrobienie dokumentów. W kolejnej sprawie przeciwko Joannie J. akt oskarżenia dotyczył podrobienia podpisu. Prokurator oskarżył Joannę J. o to, że przedłożyła w Sądzie Rejonowym w Szczecinie, przed którym toczyło się postępowanie cywilne, dokument z podrobionym podpisem byłego pracownika fundacji. W 2016 roku prokurator skierował do sądu również akt oskarżenia przeciwko Tomaszowi J. Chodziło o groźby, łącznie o trzy czyny wobec byłego pracownika tej fundacji, pani Eweliny F. – mówi Małgorzata Wojciechowicz z Prokuratury Okręgowej w Szczecinie.

„Fundacja służyła do wyłudzenia pieniędzy”

Dotarliśmy do byłej pracownicy fundacji. To, co nam opowiedziała, zeznała także wcześniej w sądzie. Dziś Tomasz J. ma sądowy zakaz zbliżania się do niej.

- Ja początkowo byłam zafascynowana ideą tej fundacji. Oni sprawiali wrażenie, że chcą każdemu pomóc. Twierdzili, że grają za miskę zupy. Później się okazało, że mają milionowy budżet. Nie dochodziło to do mnie, że tak się pomyliłam, że to wszystko to tylko słodka otoczka. Bo tak naprawdę, to według prokuratury, ta fundacja służyła państwu J. do wyłudzenia publicznych pieniędzy – mówi.

Szczecińska prokuratura wszczęła już kolejne postępowanie w sprawie Fundacji, tym razem dotyczące bezprawnego dysponowania pieniędzmi przeznaczonymi dla Julii i Leny. W marcu ma zapaść wyrok w sprawie Joanny J. i toczą się kolejne procesy małżonków. My do dziś nie doczekaliśmy się odpowiedzi na pytania, jakie zadaliśmy pocztą, ani też nie doszło do spotkania przed kamerą. Państwo J. poinformowali nas, że są chorzy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości