- Jeśli przyjdzie do mnie przyjdzie klient z kredytem 500 tys. zł i mieszkaniem o wartości 300 tys. zł, to na pewno nie będę mu doradzał dalszej spłaty takiego kredytu. Ekonomicznym rozwiązaniem jest wówczas złożenie wniosku o upadłość konsumencką – mówi, w rozmowie z reporterem TVN UWAGA Maciejem Kucielem, Oppenheim. Ekonomista specjalizuje się właśnie w negocjacjach pomiędzy bankami a klientami.
Doradca szacuje, że co piąty „frankowicz” ma kłopot ze spłatą kredytu. Jednym z nich jest 60-letni pan Antoni, który początkowo miał kredyt w euro, jednak potem, za namową doradcy, przewalutował go.
– Specjalista z banku mówił, że frank jest dużo bardziej stabilny od euro i nie ma ryzyka dużych wahnięć w kursie. Że to najlepszy i najbardziej opłacalny kredyt - wspomina pan Antoni.
Dziś mężczyzna wpadł w spiralę zadłużenia. Wszystko przez to, że zaciągał kolejne kredyty, by mieć za co spłacać ten hipoteczny. I utrzymać wymarzone mieszkanie.
– Co teraz ze mną będzie? Nie wiem, czy państwo zaproponuje mi lokal zastępczy, czy wyśle mnie z rodziną do noclegowni – mówi z goryczą.
Nawet, gdyby pan Antoni sprzedał mieszkanie, pieniędzy nie starczyłoby na spłatę zobowiązań.
Krzysztof Oppenheim kiedyś sam doradzał klientom zaciąganie kredytów we frankach. Dziś pomaga zrozpaczonym dłużnikom.
– Teraz jest zapotrzebowanie na zupełnie inną usługę: ratowanie klientów, którzy wpadli w problemy finansowe bez własnej winy – tłumaczy. I stanowczo odpiera argument, że „frankowicze” są sami sobie winni. Nie wiedzieli, że kredyt w obcej walucie wiąże się z ryzykiem?
– Te kredyty nie sprzedawały się na pchlim targu, tylko w bankach. Z pełnym przyzwoleniem Komisji Nadzoru Finansowego. Wina klienta jest zerowa – odpiera argumenty Oppenheim.
Ekonomista przekonuje, że całą winę za obecny kryzys, ponoszą banki i państwo. Według Oppenheima, Komisja Nadzoru Finansowego w 2006 roku, wydając tak zwaną Rekomendację S (dokument określający dobre praktyki kredytowe dla banków) założyła maksymalne ryzyko kursowe na poziomie 20 procent. Zdaniem doradcy podatkowego banki wykorzystały to bez opamiętania udzielając kredytów.
– To było szaleństwo. W 2007 i 2008 roku, kiedy kurs franka był na najniższym poziomie sięgającym niecałych 2 złotych, udzielano kredytów nawet na 120 procent wartości mieszkania – przypomina Oppenheim.
I przekonuje, że doszliśmy do momentu, w którym interweniować musi państwo. Swoją propozycję przesłał już do Związku Banków Polskich i Ministerstwa Finansów. Postuluje przewalutowanie franka szwajcarskiego na złotego za kwotę 120 proc. kursu CHF do PLN z dnia uruchomienia kredytu - czyli klient bierze na siebie maksymalne ryzyko prognozowane przez Komisję Nadzoru Finansowego w 2006 roku. Jednocześnie ostrzega, że za tydzień frank może kosztować nawet 6 zł. – To oczywista sprawa, że kredyty we frankach muszą zostać przewalutowane – mówi Oppenheim.
Wicepremier i minister finansów Janusz Piechociński zapowiedział, że rządowe pomysły w sprawie franka zostaną ogłoszone jutro na specjalnej konferencji prasowej.
Zobacz autorski program rozwiązania sprawy kredytów w CHF Krzysztofa Oppenheima.