Koń o imieniu Maks pracował na trasie do Morskiego Oka od 2013 roku. Miał pęknięte kopyto. Furman Jan W. kazał mu pracować, choć uraz ten powodował ogromny ból i cierpienie zwierzęcia. Później tłumaczył, że nie wiedział, że taki uraz jest dla konia bolesny. – Jestem zaskoczona takim tłumaczeniem – mówi Anna Plaszczyk z Fundacji Viva! – Przecież furmani z Morskiego Oka od lat wmawiają opinii publicznej, że są specjalistami od koni i znają się na nich jak nikt inny.
Tatrzański Park Narodowy jeszcze tego samego dnia potwierdził uraz konia i nakazał wycofać go z pracy oraz rozpocząć leczenie. Dwa dni później w stajni pojawili się funkcjonariusze straży TPN i lekarz weterynarii. – Od początku wiadome było, że koń nie był leczony – mówi mecenas Katarzyna Topczewska, pełnomocnik Fundacji Viva! – Rana nie była opatrzona, zwierzę cierpiało. Tu nie można mówić o niewiedzy. Furman od lat zajmuje się końmi i musi posiadać wiedzę wystarczającą do oceny takiej, oczywistej sytuacji.
Z kolei 5 lutego 2016 roku Wojciech Ch. zaprzągł do sań dwa konie - Shanna i Okaza. Shann miał 9 lat i na trasie pracował od mniej więcej roku. Po południu Shann przewrócił się na trasie i nie był w stanie samodzielnie wstać. Został zabrany z trasy autem do przewozu koni, a sanie na dół zwiózł sam Okaz.
Wojciech Ch. w dzienniku pracy koni tego dnia wpisał tylko dwa kursy i dla każdego kursu wpisał inną parę koni. Tymczasem z zapisu monitoringu wynikało, że trasę pokonał w tym dniu trzy razy – za każdym razem tą samą parą koni.
Ani Okaz ani Shann po wypadku nie wróciły na trasę do Morskiego Oka. Ich los pozostaje nieznany.
15 marca 2019 roku do Sądu Rejonowego w Zakopanem wpłynął akt oskarżenia przeciwko obu mężczyznom. Prokuratura Rejonowa w Zakopanem oskarża ich o znęcanie się nad końmi. Grozi im do 3 lat pozbawienia wolności. Fundacja Viva i Tatrzańskie Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami będą w tej sprawie pełnić rolę oskarżyciela posiłkowego.