40-letni bracia S. mieszkają razem w szeregowej zabudowie na jednym z podkarpackich osiedli. Jak twierdzą ich sąsiedzi, uprzykrzają im życie, jak tylko się da. Wszyscy się tam nagrywają, a konflikt trwa od lat.
- To jest niesamowicie uciążliwe sąsiedztwo. Myślę, że nawet powiedzenie: „Dzień dobry”, mogłoby wywołać u nich chęć zaczepek – ocenia pan Andrzej, sąsiad braci S.
- To takie charaktery, że cały czas muszą mieć przeciwnika. Oni mają taki napęd. Napędza ich konflikt – mówi pan Adam.
- Jednym z ich zachowań jest gazowanie auta w nocy, co jest bardzo głośne i uciążliwe – opowiada pan Andrzej.
Obok braci S. mieszkają emerytowani wykładowcy akademiccy i ich córka ucząca angielskiego na jednej z uczelni. Oni także czują się przez S. nękani i zastraszani. Pani Jadwiga, pan Adam i ich córka przez bliźniaków są nagrywani. Nie korzystają z ogródka, czują się uwięzieni we własnym domu i nie zapraszają już do siebie znajomych czy rodziny.
- Bracia hałasują. Albo puszczają głośną muzykę z bitem, że nie można się skoncentrować, albo są to krzyki czy przekleństwa. Nagminną zabawą było walenie młotkiem, w nocy, po południu czy rano – opowiada pani Jadwiga. I dodaje: - W momencie, kiedy zwracałam im uwagę padało: „Spi…” albo było pokazywanie palcem poderżnięcia gardła. To, co ci ludzie robią, jest przerażające.
Konflikt na osiedlu doskonale znany jest policji, która wielokrotnie interweniowała. Część spraw ze względu na znikomą, zdaniem śledczych, szkodliwość czynów była umarzana.
- Aktualnie trwa jedno postępowanie, gdzie bracia S. mają status osób podejrzewanych. To postępowanie dotyczy uporczywego nękania sąsiadów – mówi Krzysztof Ciechanowski z Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
Bracia są psychologami, przyjmują pacjentów
Obydwaj bracia są psychologami. W miejscu zamieszkania mają gabinety, gdzie przyjmują pacjentów. Oferują indywidualną terapię psychologiczną, terapię dla małżeństw i par, a także dla młodzieży i dzieci. Bliźniacy łączą też dyscypliny jako trenerzy sportów sztuk walki, prowadzą także terapię, gdzie elementy treningu mają pomagać między innymi w przepracowaniu trudnych emocji.
- Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć, jak mogą udzielać porad, mając tyle zarzutów. Mają pogardę i lekceważenie dla norm życia w społeczności – mówi pani Ewa, sąsiadka braci S.
Jak sprawę tłumaczą bracia S.?
Reporterka Uwagi! próbowała porozmawiać z braćmi S.
- Nikogo nie wyzywałem człowieku – usłyszała.
- Obowiązuje pana kodeks etyki psychologa – zwróciła uwagę Magdalena Zagała.
- Sąsiedzi to nie są moi pacjenci. Zakłócasz mi pracę. Wczorajszy pacjent dostał ataku paniki i musiał pilnie pojechać do domu – padło w odpowiedzi.
- To nie kończy się tylko na filmowaniu, bo bracia śledzili mnie również w drodze do pracy. Chcieli wjechać na teren uczelni i wejść do budynku. Na szczęście poprosiłam panią portier, żeby zablokowała szlaban. To nie była jednorazowa sytuacja – podkreśla pani Ewa.
Dotarliśmy do innej kobiety, która twierdzi, że została, jej zdaniem, napadnięta przez braci S.
- Podczas parkowania samochodu zastawili mnie tak, żebym nie mogła wyjechać. W lusterkach zobaczyłam Adriana S. i Radka S. Adrian miał kamerę. Wyskoczyli ze sprzętem, ja wysiadłam z samochodu. Stojąc przy drzwiach samochodu, podszedł do mnie Adrian S., tak bardzo blisko, że dosłownie napierał na mnie. Trzymał kamerę przed moją twarzą, tak dosłownie i do mnie mówi: „Podaj imię i nazwisko. Imię i nazwisko. Przedstaw się. To się wszystko nagrywa. Sprawa trafi do prokuratury”. Radek S. też coś wykrzykiwał – przywołuje nasza rozmówczyni.
Dlaczego mężczyźni w ogóle jechali za kobietą i zdecydowali się ją nagrywać?
- Stwierdzili, że ich śledzę, że chcę zniszczyć ich karierę. Po dzisiaj nie wiem, co takiego miałabym zrobić – mówi nasza rozmówczyni.
- Wielokrotnie zwracałam im uwagę, że nie powinni filmować. Żeby odeszli, zostawili nas w spokoju. Zadawaliśmy z rodzicami pytania, dlaczego nas tak dręczą. Nie potrafili jednak odpowiedzieć. Po prostu filmują i śmieją się szyderczo – opowiada pani Ewa.
Narazić braciom, jak się okazuje, może się każdy. Przekonał się o tym taksówkarz, który zgodził się opowiedzieć nam o tym, co go spotkało, kiedy przywiózł bliźniakom zamówiony przez nich alkohol.
- Dojechałem na miejsce, wyszedł jeden z braci. Podałem torbę z zakupami i powiedziałem, ile jest do zapłaty. Dał mi połowę i powiedział, żebym spi… - relacjonuje pan Sławomir. I dodaje: - Odpowiedziałem mu, że dzwonię na policję. Wtedy zaczęła się akcja. Przyjechała policja, ale nie wpuścili ich do domu.
Bliźniacy w konfliktowych sytuacjach prędzej czy później zawsze stawiają siebie w roli ofiar.
Prokuratura, nie prowadziła jednak postępowań, w których zarzuty przestawiono sąsiadom czy też innym osobom oskarżanym przez bliźniaków. To bracia S. zostali skazani przez sąd.
- Ostatni wyrok, który zapadł w Sądzie Rejonowym w Rzeszowie w 2024 roku, dotyczył gróźb karalnych kierowanych przez obu oskarżonych – mówi Tomasz Mucha z Sądu Okręgowego w Rzeszowie.
Za groźby karalne sąd wymierzył braciom kary grzywny.
- Kary są zupełnie nieadekwatne do zachowania, jakie panowie prezentują. Przez to oni czują się bezkarni i dalej kontynuują swoje zachowania. Myślę, że wręcz czują satysfakcję, że te wyroki są tak niskie. Jak nie ma kary, to przecież nie ma sprawy – ubolewa pan Andrzej.
- Jest tak, jakby organy ścigania nie brały pod uwagę aspektu dręczenia psychicznego. Tę sprawę należy potraktować całościowo, że to są formy długotrwałego nękania. Chcemy żyć w spokoju, tylko tego żądamy – kwituje pani Ewa.
Autor: wg
Reporter: Magdalena Zagała