Wartość polskiego rynku zakupów online w 2025 roku przekroczy 150 miliardów złotych. To stanowi 1/10 tego, co wydajemy w sklepach stacjonarnych, bo według szacunków tam wydamy ponad bilion złotych. Najczęściej kupujemy w internecie elektronikę i artykuły RTV/AGD, odzież i obuwie, kosmetyki, książki i produkty dla dzieci. Polacy średnio wydają rocznie na zakupy online od 3 000 do 4 000 złotych.
Za wygodą kryją się jednak pułapki. Fałszywe sklepy, zmanipulowane historie, podrabiane marki. To wszystko może nas kosztować więcej niż tylko pieniądze.
Reklama na portalu społecznościowym
Pani Hanna jest osobą, która korzysta z mediów społecznościowych. Kupiła sukienkę, bo przekonała ją reklama na portalu społecznościowym. Myślała, że kupuje eleganckie ubranie od polskiego producenta, bo tak zapewniano w reklamie.
- Na Facebooku była fajna reklama. Skusiłam się i kupiłam. Potem przysłano mi jakąś szmatę, a to miał być len – opowiada pani Hanna.
- Niech pani zobaczy, mail jest ze znakami chińskimi – pokazuje Marzena Nowowiejska-Wojciechowska, Miejska Rzeczniczka Konsumentów w Szczecinie.
- Tych ofert jest tak dużo, że myślimy sobie, że dlaczego mielibyśmy z nich nie skorzystać. „No przecież jest to świetna oferta, zaoszczędzę tu 50 zł, tam 50 zł”, a potem się okazuje, że niestety są tylko same straty – mówi Nowowiejska-Wojciechowska.
- Konsument ma dzięki internetowi wygodę, nie chce mu się wychodzić z domu, nie ma na to czasu i szuka ciekawych ofert. A te najczęściej pojawiają się w mediach społecznościowych. Natłok tych propozycji jest tak duży, że mało komu udaje się tego uniknąć. Kusi nas cena i nie sprawdzamy przedsiębiorcy – dodaje rzeczniczka konsumentów.
Wypełnij ankietę, otrzymasz produkt?
Specjalistki z firmy zajmującej się bezpieczeństwem w sieci pokażą nam, jak działa mechanizm wyłudzania pieniędzy podczas zakupów internetowych.
Znajdujemy ankietę, która pojawiła się w intrenecie pod pretekstem oceny znanego sklepu budowlanego.
- Komentarze mówią, że oferta jest prawdziwa, że ludzie już otrzymali produkt. Trzeba się tylko spieszyć, bo na stronie jest licznik i zostało nam mniej niż 5 minut – pokazuje Adrianna Czarnocka z Cyberrescue sp. z o.o.
Po wypełnieniu ankiety wiertarko-wkrętarka, która jest rzekomo oferowana za wypełnienie ankiety, ma kosztować tylko 8,80 zł, czyli należy opłacić jedynie koszt przesyłki.
Gdzie powinna nam się zapalić czerwona lampka?
- Jak dokładnie zaczniemy czytać, to okazuje się, że podając dane z karty płatniczej, aktywujemy subskrypcję, która co 14 dni będzie się odnawiać, a z naszej karty będzie pobierane wtedy prawie 70 euro – mówi Adrianna Czarnocka. I dodaje: - Wiertarko-wkrętarka nigdy nie dotrze, a z naszego konta będą znikać pieniądze.
- Jeżeli coś jest zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe, to niestety najczęściej takie nie jest – mówi specjalistka od cyberbezpieczeństwa.
„Buty z rodzinnej firmy”
Bliska osoba pani Karoliny straciła kilka firm przez kryzys. Na dodatek, jak mówi nam kobieta, jej choroba spowodowała, że stała się bardziej wrażliwa na sytuację innych osób.
- To była oferta uderzająca w moje serce – mówi pani Karolina.
Gdy zobaczyła w mediach społecznościowych reklamę przedstawiającą starsze małżeństwo, które z żalem wyprzedaje towar i zamyka prowadzony od 20 lat rodzinny butik, postanowiła im pomóc.
- Ta świetna historia sprzedała mi te buty. Oferta była tak skonstruowana, że im więcej się u nich kupi, tym większy będzie rabat. Kupiłam trzy pary butów. Wydawało mi się, że taka pomoc będzie miła – mówi pani Karolina.
Kobieta dodaje, że na zdjęciach buty wyglądały jak skórzane. Produkty, które do niej przyszły, okazały się jednak wykonane z plastiku.
Gdy kobieta zorientowała się, że buty nie odpowiadają jej standardom, okazało się, że zwrot jest niemożliwy.
- Nie miałam ich do kogo zwrócić. Kiedy próbowałam wejść na stronę internetową tej firmy, strona już nie istniała. Także oszukali z pewnością jakąś grupę osób i stwierdzili: "Zamykamy tę stronę" – opowiada pani Karolina.
„Markowa odzież”
Pani Ewa szukała w internecie eleganckich marynarek. Trafiła na stronę o nazwie różniącej się jedną literą od znanej marki modowej.
- Nie zauważyłam, że jest tam dodatkowe „i”. Wydawało mi się, że to ja po prostu przekręcam nazwę - opowiada pani Ewa.
Zachęcona wyglądem ubrań kupiła trzy marynarki. Przesyłka przyszła po trzech tygodniach i to, co zobaczyła w środku, nie przypominało eleganckich ubrań.
- Materiał najtańszy, śliski, cienki, na sto procent po jednym praniu, to by się po prostu zniszczyło. To jest najtańszy poliester. Marynarki w ogóle nie wyglądały jak na zdjęciu – pokazuje pani Ewa.
- Jak zobaczyłam te marynarki, uznałam, że muszę je oddać. Było napisane, że zwroty są „uczciwe i łatwe” oraz bezpłatne. Okazało się, że jest inaczej – dodaje kobieta.
Firma zażądała, by towar zwrócić do Chin, a to miało kosztować panią Ewę około 160 zł.
- Nawet nie próbowałam tego zwrotu dokonać, ponieważ wydałam już 400 zł i gdybym chciała jeszcze 150 dopłacić za wysyłkę, jest to już w sumie 550 zł, a ja jestem przekonana, że ani złotówki z tego nie zobaczę – uważa pani Ewa.
„Konsument musi być detektywem”
Jak oszukują nas takie sklepy? Spotykamy się z ekspertką, dziennikarką i blogerką, która w internecie zamieściła poradnik pokazujący mechanizmy działania sklepów i demaskujący metody, jakimi posługują się tacy sprzedawcy.
- Nazwa tego sklepu jest bliźniaczo podobna do nazwy sklepu internetowego, który już wiele lat funkcjonuje na polskim rynku. To jest strategia sklepów-scamów. Tutaj dodano akurat literkę „i”. Mała zmiana, a robi dużą różnicę – pokazuje Paulina Górska, dziennikarka i podcasterka.
Na co należy zwrócić uwagę, robiąc zakupy w internecie?
- Przede wszystkim sprawdziłabym, czy są podane dane firmy. No i tutaj dowiadujemy się, że to jest firma, która funkcjonuje w Holandii. Mamy numer telefonu, więc sprawdziłabym również, czy ten numer telefonu działa – mówi dziennikarka.
Numer okazał się nieaktywny.
- Jeśli będziemy mieli jakiś problem z produktem, to wiemy, że się nie dodzwonimy – podkreśla.
Na stronie nie ma również informacji o tym, skąd dane produkty są wysyłane.
- Proponowałabym też sprawdzić produkt przez funkcję wyszukiwania obrazem. Okazuje się, że buty, które na tej stronie kosztują 125 złotych, na chińskiej platformie zakupowej można kupić za 32 złote – mówi Paulina Górska.
- Jest to przykre, że dzisiaj konsument musi być detektywem – kwituje.
„Promocja ze znanej drogerii”
- Pojawił się artykuł, że jedna z topowych drogerii likwiduje swoje sklepy. Jak zobaczyłam, że można zapłacić 28 złotych i dostać wylosowane produkty kosmetyczne, to kliknęłam. To był impuls. Jak kosmetyki były w dobrej cenie, to grzech było nie brać - opowiada pani Danuta.
- Artykuł był skonstruowany na tyle wiarygodnie, że nie wzbudził moich wątpliwości i niczego nie weryfikowałam – dodaje pani Danuta.
Ten artykuł to przykład kolejnego oszustwa pojawiającego się w internecie. To fałszywe sklepy internetowe lub oferty, które mają na celu wyłudzenie pieniędzy lub danych osobowych od klientów. Najczęściej kuszą niskimi cenami, podszywają się pod znane marki i znikają po krótkim czasie, pozostawiając kupujących bez towaru.
- Ostatecznie ta super promocja zamiast 28 złotych kosztowała mnie 478 złotych – przyznaje pani Danuta.
Kobieta mówi, że autorem artykułu był Bub Babary. Okazuje się, że Bub Babary rzeczywiście istnieje, ale nie jest dziennikarzem piszącym po polsku, a piłkarzem z Gwinei. Jego wizerunek skradziono z portalu społecznościowego.
- Konstrukcja, zdjęcia, treść… spowodowały, że dałam się ponieść emocjom. Wpisałam numery swojej karty i wtedy przyszedł moment zdziwienia, bo zamiast pobrania na 28 złotych, pobranie było na 478 złotych – mówi pani Danuta.
Jak bezpiecznie płacić za zakupy w internecie?
Dwa lata temu CERT Polska, czyli instytucja, która chroni użytkowników internetu przed oszustwami i cyberzagrożeniami, otrzymał 1 600 zgłoszeń od poszkodowanych.
Zaś sami specjaliści wykryli aż 14 tys. przypadków podszywania się pod popularne platformy sprzedażowe. Według najnowszych badań, nawet co trzeci Polak czuł się oszukany przy zakupach online, a średnia strata na takim oszustwie wynosiła kilkaset złotych na osobę.
W jaki sposób najbezpieczniej płacić za zakupy w internecie?
- Najbezpieczniejszą metodą jest płatność kartą. Jeśli nasz bank oferuje jednorazowe karty, to możemy przeznaczyć taką kartę do płatności internetowych i ustalić na niej limit. Jeżeli wiemy, że płacimy za coś 200 czy 300 złotych, to przelewamy na tę kartę tylko taką kwotę - tłumaczy Elwira Charmuszko z Cyberrescue Sp. z o.o.
- Musimy uważać na fałszywe sklepy, podejrzane ankiety i dokładnie wszystko czytać – podkreśla Charmuszko.
W internecie wszystko jest na wyciągnięcie ręki, także oszustwo. Klikamy, płacimy, ufamy, a potem zostajemy bez towaru, bez pieniędzy i bez możliwości dochodzenia swoich praw. Trzeba czujności, rozwagi i zimnej głowy. Zanim klikniemy „tak”, sprawdźmy, kto naprawdę stoi za ofertą.
Autor: as
Reporter: Mariusz Zieliński