Boom na drewno. „Trzeba zakazać jego wywozu za granicę”

TVN UWAGA! 352291
Czym najtaniej ogrzać dom? Wiele osób przekonuje, że mimo wzrostu cen, najlepszym paliwem jest dziś drewno. Pali się nim w co trzecim domu. I takich gospodarstw przybywa. Do łask wracają też opalane drewnem piece kaflowe.

- Na terenie, który posiadam, czasami usycha jakieś drzewo. Kiedyś przewracało się i nie zwracałem na nie uwagi, dziś patrzę w takich sytuacjach pod kątem wartości opałowej. Przewrócone drzewo jest w stanie ogrzać mnie przez cały rok - mówi dr Antoni Kostka, geolog z fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze.

Jakiś czas temu przyrodnik porzucił biznes, kupił ziemię i zaszył się w Puszczy Karpackiej, by tam obcować z naturą.

- Wojna spowodowała kaskadę wydarzeń, które zaowocowały dziwnymi rzeczami, w różnych częściach świata, odpryskiem tej wojny jest m.in. cena drewna – wskazuje dr Antoni Kostka. I wylicza: - Czasami bardziej opłaca się palić drewnem niż gazem czy peletem. Za pelet niedawno płaciłem 800 zł, a teraz 2600 zł.

W składach jest mało drewna, a to, które jest, w większości jest już zarezerwowane – niezależnie czy są to Bieszczady, czy Mazowsze. Ludzie zapisują się, by kupić nawet mokre drewno, po to by mieć, czym palić w przyszłym sezonie.

- Sytuacja jest krytyczna. Sprzedajemy wszystko, co się pojawi na rynku – mówi Krzysztof Magierowski z Ekodrew. I dodaje: - W naszych lasach mamy głównie drewno bukowe tzw. dwumetrówka i tego praktycznie w ogóle nie ma, schodzi na pniu.

- W ubiegłym roku cały nasz plac był zastawiony drzewem. Dziś mamy może z 15 metrów – pokazuje Jolanta Zarychta z Zakładu Usług Leśnych.

- Sprzedaję drewno za 380 zł za metr przestrzenny. W tamtym roku było to 170 zł – wylicza Magierowski.

- Za pocięty i porąbany dąb z transportem trzeba u mnie zapłacić 650 zł za metr, a w tamtym roku było to około 250 zł – mówi pani Jolanta. I dodaje: -Jestem firmą, która pracuje w lasach państwowych od ponad 20 lat i to jest pierwszy taki rok, gdzie dzieją się takie cuda.

Wysłaliśmy za granicę 4 mln metrów drewna!

Skąd zatem te cuda? Jest kilka powodów, m.in. taki, że Polska nie sprowadza dziś drewna, za to nadal wysyła - tylko rok temu z kraju wyjechało 4 mln metrów sześciennych drewna.

- Trzy kraje, które są w tym momencie zaangażowane w wojnę – Ukraina, Białoruś i Rosja odpowiadały za 90 proc. importu do Polski. I na to nakłada się wszystko – całkiem duży, a nawet bardzo duży, w porównaniu do poprzednich lat, eksport drewna z Polski – wskazuje Augustyn Mikos ze stowarzyszenia „Pracownia na rzecz wszystkich istot”.

- Czasami już w lesie kłody są przycinane tak, żeby pasowały do kontenera, który popłynie do Chin – mówi dr Antoni Kostka.

- Mam nagranie, na którym widać przygotowane w porcie około 2,5 tys. metrów sześciennych drewna. Następnie to drewno zostało załadowane na statek, który popłynął do Szwecji – mówi Rafał Szefler z Polskiej Izby Gospodarczej Przemysłu Drzewnego. I dodaje: - Trzeba zakazać wywozu drewna z Polski. Mamy taką, a nie inną sytuację. Cała Europa bije się o drewno, drewno, które za chwilę będzie towarem strategicznym na miarę ropy i gazu.

To, co zostaje, też niekoniecznie trafia do zwykłych ludzi, bo o drewno biją się najwięksi, czyli chociażby elektrownie.

- Proszę sobie wyobrazić, że za drewno, nazywane potocznie chrustem, firmy biomasowe są w stanie zapłacić grubo ponad 1 tys. zł za metr sześcienny. To są horrendalne ceny. Nieosiągalne dla naszych zwykłych zakładów tartacznych, a tym bardziej dla zwykłego Kowalskiego – podkreśla Rafał Szefler.

Zdaniem eksperta, na zwykłe drewno opałowe normalni klienci musi czekać w skrajnych przypadkach nawet 2-3 miesiące.

- Dzisiaj niestety pierwszeństwo ma energetyka, która jest w stanie zapłacić ileś set więcej procent. I tak się im opłaca, bo będą mieli zwrot w postaci dopłat od rządu. Palą to w takich ilościach, dlatego że nie ma węgla – mówi Szefler.

Kradzieże

Deficyt drewna sprawił, że w lasach pojawiają się szabrownicy. Straż Leśna ma pełne ręce roboty.

- Składowane i przeznaczone do sprzedaży drewno jest monitorowane przez kamery i GPS-y. Jeżeli drewno zacznie zmieniać miejsce położenia, dostajemy taką informację, przyjeżdżamy na miejsce i możemy reagować - mówi Kamil Blask, komendant posterunku Straży Leśnej w nadleśnictwie Kłodawa.

Dziś pewną gwarancją na to, że ogrzejemy drewnem dom i nie wydamy fortuny, jest samodzielne pozyskanie go z lasu.

- Chętna osoba musi zgłosić się do leśniczego. Musimy zewidencjonować drewno i wtedy możemy sprzedać – tłumaczy Tomasz Kalembkiewicz z nadleśnictwa Kłodawa.

- Kontrolujemy to i widzimy różne patologie. Ktoś na przykład kupuje dwie sterty drewna, a wywozi cztery, zabierając sąsiadowi. Albo na przykład, ktoś dorzuca kilka wałków z drewna naszykowanego dla firm – dodaje Kalembkiewicz.

Piece kaflowe

Pani Aleksandra ze wsi Wysoka, w ramach oszczędności, postanowiła wykorzystać drewno do ogrzewania i gotowania.

I nie ona jedna, bo w całej Polsce widać, że do łask wracają piece kaflowe na drewno.

- To fajny mebel, ale też inwestycja. Czasy, jakie nam nastały, powodują, że musimy być zabezpieczeni. W przypadku braku prądu zawsze jestem w stanie upiec w czymś takim ciasto, chleb, mięso czy cokolwiek innego. Oprócz tego jestem w stanie spokojnie ugotować sobie obiad. Na pewno jest to tańsze niż prąd i gaz – mówi pani Aleksandra.

Standardowa kuchnia kaflowa kosztuje około 8 tys. zł.

- To są inwestycje na lata, bo dobre 30-40 lat, a czasem dłużej, można z nich korzystać bez remontów – chwali Paweł Twardowski, mistrz zduński.

- Ludzie wreszcie przejrzeli na oczy, że mają alternatywne urządzenie, które służy do ogrzewania domu i kuchni, a także do gotowania. Nie potrzeba prądu, żeby mieć ciepło. Jak się nagrzeje kuchnia kaflowa, przez kilka, a nawet kilkanaście godzin, oddaje ciepło – mówi Twardowski i przyznaje, że sam ma zamówienia na dwa lata: - A kolejka ciągle się tworzy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości