Do naszej redakcji przysłano paczkę z plikiem wypełnionych druków ZUS-owskich, na których były wypisane zwolnienia lekarskie. Widnieją na nich dane osobowe pacjentów, a także informacje o ich chorobach. Anonimowy nadawca napisał, że znalazł je na śmietniku. – Ustawa wyraźnie mówi, że należy je przetwarzać. Czyli przechowywać, w taki sposób, żeby nie dostały się one w ręce osób nieuprawnionych i niepowołanych – wyjaśnia Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik prasowy Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych. Zwolnienie lekarskie wystawiane jest w trzech kopiach. Pierwsza zostaje u lekarza do kontroli ZUS. Na podstawie drugiej wypłacane są pieniądze. Trzecia musi zostać dostarczona bezpośrednio do ZUS. Na pewno winę ponosi lekarz, który nie zabezpieczył przechowywanych druków. Bardziej jednak dziwi fakt, że ZUS przez cztery miesiące nie upomniał się o oryginały zwolnień. – Nie mamy możliwości prowadzenia w tak krótkim czasie nadzoru – mówi Robert Witek, Główny Lekarz Orzecznik ZUS w Tarnowie. – Na bieżąco prowadzimy kontrolę lekarzy. Nie mieliśmy wcześniej takiego przypadku. Niestety, to co mówi pielęgniarka z przychodni, w której były wystawiane zwolnienia, budzi duży niepokój. – Od dziesięciu lat nie było żadnej kontroli ani z ZUS, ani ze służby medycznej. Zdziwiona postępowaniem ZUS jest również Izba Lekarska w Tarnowie. – To nieprawdopodobne, że nikt się nie upomniał o te druki – twierdzi Marek Chrobak, rzecznik odpowiedzialności zawodowej przy Okręgowej Izbie Lekarskiej w Tarnowie. Anonimowe paczki z drukami wysłano także do ZUS. Pracownicy zbadali je dokładnie, ale nie sprawdzili, czy lekarzowi nie zginęło więcej dokumentów. A przecież to ZUS jest ich właścicielem i powinien je kontrolować.