Jednym z założycieli Fundacji „Być Razem” z Cieszyna, która tworzy miejsce dla ludzi powracających na rynek pracy, jest Mariusz Andrukiewicz. Nie boi się zatrudniać osób uzależnionych od alkoholu, wychodzących z bezdomności, długo bezrobotnych nie mających nic wspólnego ze stolarstwem. Na warsztatach zdobywają fach, tworzą eleganckie i oryginalne przedmioty z drewna.
- Mój ojciec często mówił, że jeżeli będę widział człowieka, który leży, to przynajmniej trzeba go posadzić na ławce. Nie można przechodzić obojętnie. Myślę, że stąd przekonanie, że warto coś robić dla innych – mówi Mariusz Andrukiewicz, Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem”.
W 1996 roku pan Mariusz z przyjaciółmi uruchomił Stowarzyszenie Pomocy Wzajemnej "Być Razem". Początkowo w stowarzyszeniu organizował zajęcia i pomoc dla dzieci, szybko jednak wsparciem zaczął otaczać ofiary przemocy domowej, stworzył hostel dla samotnych matek oraz sieć domów dla osób, które z różnych powodów go straciły.
- Rzeczywiście jak on coś planuje, to nie zwraca uwagi na problemy. Nie koncentruje się na przeszkodach, nawet nie wie, że są. Gdyby było inaczej, to pewnie i samej fundacji by nie było – mówi Dariusz Bożek, Fundacja Rozwoju Przedsiębiorczości Społecznej „Być Razem”.
- My tworzymy miejsce, które ma zarabiać na siebie, a z zysku, który wypracuje ma wspierać kolejne tego typu inicjatywy. To miejsce właściwie finansuje się samo – dodaje pan Mariusz.
Andrukiewicz ma 46 lat i z wykształcenia jest polonistą, ale krótko uczył w szkole. Był dziennikarzem, stróżem nocnym, zajął się terapią uzależnień. Ma dwoje dzieci Kryspina i Olgę, którzy również są zaangażowani w pracę w Fundacji. We wszystkich projektach wspiera go żona Laura.
Stowarzyszenia „Być Razem” stworzyło także niezwykłe miejsce dla bezdomnych. Wybudowany ich rękami dom, stał się przystanią w której mieszkańcy nie są anonimowi, sami gotują i sprzątają.
- Pomyślałem, że jeśli rzeczywiście to miejsce ma mieć sens, to mieszkańcy muszą go zbudować sobie sami. Część ludzi pukało się w czoło, ale tak to właśnie wyglądało – wspomina Mariusz Andrukiewicz.
Marek Masalski to przyjaciel Andrukiewiczów i jednocześnie jeden z pierwszych mieszkańców domu na ulicy Błogockiej. Był przedsiębiorcą, miał dom, żonę i dzieci. Przez alkohol stracił wszystko i trafił na ulicę. Jak mówi - Mariusz zobaczył w nim człowieka, dzięki niemu dziś mieszka i pracuje w Pradze.
- Gdybym ja tu nie trafił, to mnie by po prostu nie było. W styczniu tego roku z powodu alkoholizmu zmarł mój brat. Ja jestem chory na to samo. A tutaj otrzymałem taką pomoc, że śmiało mogę powiedzieć, że zawdzięczam życie temu miejscu – mówi pan Marek.
Największym marzeniem Mariusza Andrukiewicza jest moment, w którym Fundacja będzie przynosiła zyski i dzięki nim będzie mógł tworzyć kolejne miejsca pracy i nadal pomagać. Trzymamy kciuki!