Co naprawdę dzieje się na SOR-ach? "Od wielu lat łatają dziurę systemową"

Co naprawdę dzieje się na SOR-ach?
SOR od środka

Spędziliśmy tydzień na najbardziej obciążonym SOR-rze w Polsce. Jak oddział ratunkowy wygląda z perspektywy lekarzy, pielęgniarek i ratowników?

W Polsce funkcjonuje 235 SOR-ów. Wielu pacjentom szpitalne oddziały ratunkowe kojarzą się z kolejkami i niewydolnym systemem. A jak jest od drugiej strony? Spędziliśmy tydzień z lekarzami, ratownikami i pielęgniarkami Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.

Jak wygląda praca SOR-u?

- SOR-y jak były stworzone ponad 20 lat temu, to założenie było takie, że będą tylko pacjenci w stanie bezpośredniego zagrożenia życia. Niestety, teraz troszkę inaczej to wygląda – ubolewa dr n. med. Jan Magiera.

Na SOR-ze obowiązuje segregacja pacjentów, czyli tak zwany triage. Lekarze na co dzień muszą decydować, który przypadek jest najpilniejszy. I to nim zajmują się w pierwszej kolejności.

- Około 80 proc. pacjentów na SOR-ze nie powinno się w ogóle znaleźć. Niestety, mamy egoistyczne podejście każdego człowieka, że jego zdrowie jest najważniejsze. Dla nas niestety nie, my musimy wybierać – mówi med. Jan Magiera.

- Dziennie przyjeżdża do nas około 50 karetek. To jest bardzo dużo, czasami balansuje to na granicy ryzyka. Przeciążenie nie służy nikomu – podkreśla dr n. med. Aleksandra Załustowicz.

Wprowadzony przed laty system medycyny ratunkowej był jednak rewolucyjny.

- Czas do uzyskania specjalistycznej pomocy dla pacjenta, który był w stanie zagrożenia życia znacznie się skrócił. Umieralność znacznie się zmniejszyła. W tym momencie ten odsetek mamy zbliżony do pozostałych krajów Unii Europejskiej. Nie mamy się co wstydzić. Natomiast, w którymś momencie zaczęło się to wymykać spod kontroli. Do SOR-ów zaczęli zgłaszać się wszyscy ze wszystkim – wskazuje dr n. med. Aleksandra Załustowicz.

W jakich przypadkach można zgłosić się na SOR?

- Pacjentów, którzy przychodzą o coś zapytać jest mnóstwo – zwraca uwagę dr n. med. Aleksandra Załustowicz. I dodaje: - SOR-y od wielu lat łatają dziurę systemową. Pacjenci często, z pominięciem lekarza rodzinnego, przychodzą do SOR-u, bo tu będzie zrobione coś szybciej i kompleksowo.

- Mamy tutaj też ludzi pod wpływem środków odurzających czy alkoholu. To angażuje bardzo dużą liczbę osób do pomocy. Ale człowiek pod wpływem alkoholu czy narkotyków też może być chory. Jest to osoba żywa i również trzeba jej pomóc – mówi dr n. med. Jan Magiera.

podziel się:

Pozostałe wiadomości