8-latka tonęła na oczach kierowniczki kolonii. „Jak jest czerwona flaga, to się w ogóle nie wchodzi do wody”

Utonięcia nad morzem
8-letnia dziewczynka tonęła na oczach kierowniczki kolonii. Jak to możliwe, że dzieci wchodziły do morza w niestrzeżonym miejscu i poza godzinami pracy ratowników, choć opiekę nad nimi sprawowała kierowniczka kolonii?

- Tuż przed godziną 19, wbiegła do baru kobieta i krzyczała, że topi się dziecko. Wybiegłem, spojrzałem na morze i dostrzegłem główkę dziecka, którą niosą fale. To było jakieś 20 metrów za falochronami. Fale były duże – opowiada Marcin Kozaczuk.

- Kiedy trzeba ratować ludzkie życie, to nie można się wahać. Zrzuciłem więc wszystko, co miałem na sobie i wbiegłem do wody. Przedarłem się przez falochrony i miałem ogromnie dużo szczęścia, ponieważ dziecko, wraz z falą, osiadło niemal w moich rękach. Dziewczynka z bojaźnią wyciągnęła do mnie rączkę, podałem jej rękę i oddałem ją kolejnym osobom – kontynuuje pan Marcin.

Dziewczynka miała dużo szczęścia. Nie zachłysnęła się, nie poszła na dno, nie rozbiła się o falochrony.

Istotne jest też, że dziecko trafiło na pana Marcina, właściciela pobliskiego baru, który jest instruktorem pływania.

- Kiedy biegnie się, żeby udzielić ratunku, to człowiek się zastanawia, czy to dziecko pójdzie pod wodę, co będzie dalej. Czy trzeba będzie po nią płynąć, czy trzeba będzie nurkować. Tymczasem tutaj stał się cud, że sprawa miała dobry finał. Dziecko opadło łagodnie wraz z falą i nie rozbiło się o ostre kamienie – mówi pan Marcin.

Na miejscu pojawiły się służby, dziecko przewieziono do szpitala. Na szczęście skończyło się na potłuczeniach i strachu.

Kolonie i obozy

Dziecko było uczestnikiem kolonii i przebywało pod opieką wychowawczyni.

- Zorganizowane grupy mają obowiązek kąpania się tylko w wyznaczonych miejscach, sektorach przy ratownikach – podkreśla Artur Lisowski, ratownik wodny. I dodaje: - To się stało po godz. 18, jak już nie było ratowników na plaży. Szczęście, że nie doszło do tragedii.

Lekkomyślność opiekunki mogła skończyć się tragicznie. Dlaczego pozwolono na kąpiel w miejscu niedozwolonym i po godzinach pracy ratowników? Poszliśmy zapytać opiekunów. Na miejscu okazało się, że bez problemu można wejść na teren ośrodka kolonijnego. Nikt nie zwrócił uwagi na obcą osobę.

- One niby tylko moczyły sobie nogi, ale jak jest czerwona flaga, to się w ogóle nie wchodzi do wody. To jest przykład, ludzie są nieodpowiedzialni. Wie pan co? Na szczęście to tylko jedno dziecko się pechowo wciągnęło i też miało szczęście, że ktoś to dziecko uratował – usłyszeliśmy od jednej z dorosłych osób.

Okazało się, że dziewczynka, która się topiła, nadal jest na kolonii. Z grupą kolonistów miała wówczas być kierowniczka.

- Pani kierownik nie ma ochoty rozmawiać – przekazano nam.

Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia małoletniej dziewczynki przez opiekunkę.

- Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że wtedy, kiedy plaża jest niestrzeżona, to jest szczególnie niebezpiecznie, bo żeby przypłynął SAR, potrzebny jest czas. A czas nieraz jest bardzo decydujący. Morze bywa niebezpieczne i zawsze trzeba o tym pamiętać – przypomina pan Marcin.

- Zawsze kolonie powinny kąpać się z ratownikiem. Jak kąpią się poza strefą, to idę do opiekunów, wszystkich wyrzucam z wody i informuję, że kolonie mogą się kąpać tylko na tym terenie, gdzie jest plaża strzeżona i opieka ratownika. Myślę, że opiekunowie tego nie wiedzą, ale my ich instruujemy - mówi ratowniczka wodna Edyta Zdyb.

Jantar

Tymczasem, reporter Uwagi! pojechał do miejscowości Jantar. Rok temu pokazywaliśmy stamtąd tragiczną historię, w której przez niepotrzebny łańcuch życia zginął 32-latek.

Zobacz reportaż o ubiegłorocznej tragedii w Jantarze >>>

- Łańcuch zaczął się tworzyć, ludzie zaczęli się zbierać. Mam przed oczami, jak on wchodził do morza, a poszedł do przodu, bo umiał pływać. I nagle wszystko się rozerwało. Ile był pod wodą? Nie wiem, może 15-20 minut – opowiadała osoba, która straciła bliskiego.

Wydawało się, że tak bolesne lekcje będą nauczką dla turystów. Ale niestety, na początku tegorocznych wakacji, w tym samym miejscu, znów doszło do tragedii.

- Dwie osoby – kobieta i mężczyzna wchodziły na naszej plaży strzeżonej do wody. Za żółte bojki. Wielokrotnie podchodziliśmy do nich i zwracaliśmy im uwagę, że mają się cofnąć. Niestety, poszli na plażę niestrzeżoną. Kobietę zdołaliśmy uratować, ale w przypadku mężczyzny się nie udało – mówi Edyta Zdyb.

- Głębokość w tym miejscu wynosiła 2,5 metra. Jeżeli ten człowiek nie umiał pływać, to ta głębokość była dla niego zabójcza - mówi Grzegorz Pegza z OSP w Jantarze.

- Była podjęta reanimacja, ale niestety nie udało się go uratować. Obok była żona, z małą dziewczynką. Widok był straszny – wspomina pani Edyta.

Rok temu alarmowaliśmy, że miejsce, w którym doszło do tragedii, jest źle oznakowane, bo nie można się tam kąpać. Niestety, nic się nie poprawiło.

- Trzeba zdawać sobie sprawę z niebezpieczeństwa takiej kąpieli i pozostawać na kąpieliskach strzeżonych. Z drugiej strony, niosąc pomoc, trzeba mierzyć siły na zamiary. Ale nie można się też wahać, bo jeśli chodzi o życie ludzkie, to liczy się każda sekunda – podkreśla pan Marcin.

Od początku wakacji utonęło w Polsce już 40 osób.

Nasze reportaże można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl

Autor: Uwaga! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości