Zmarł przed szpitalem

TVN UWAGA! 137267
62-letni mężczyzna zmarł przed bramą szpitala. Od momentu, gdy straż miejska wezwała dla niego pogotowie do chwili, gdy policjanci stwierdzili, że nie żyje minęło ponad dziewięć godzin. Większą część tego czasu chory spędził nie w budynku szpitala, ale przed nim, bez żadnej opieki.

W sobotę 5 września około 18.30 krakowska Straż Miejska została wezwana do leżącego na trawniku mężczyzny. Strażnicy stwierdzili, że mówi on niewyraźnie, on sam powiedział im, że wypił alkohol. Kiedy strażnicy zauważyli u niego rany brzucha, wezwali pogotowie. Ratownicy medyczni po zbadaniu mężczyzny zdecydowali się przewieźć go do specjalistycznego szpitala im. Stefana Żeromskiego. Stan zdrowia rencisty został określony jako stabilny, jednak w karcie choroby zapisano, że jest niedożywiony, brudny, a w owrzodzeniach na brzuchu widać larwy. Lekarz pełniący dyżur w szpitalnym oddziale ratunkowym zdecydował, że przed badaniem chory musi zostać wymyty. Jednak pacjent zamiast do łazienki przewieziony został na przyszpitalny skwerek. Dlaczego, nie potrafi tego wyjaśnić dyżurujący wtedy lekarz Ryszard O. - Prawdopodobnie odjechał na wózku na podjazd dla karetek – mówi Ryszard O. – Absolutnie dementuję, że wydałem pielęgniarce polecenie, by wyprowadziła go poza teren szpitala. Taka bowiem wersja wydarzeń znajduje się w notatce służbowej pracownicy szpitala, sporządzonej dwa dni potem. Według notatki lekarz miał powiedzieć, że pacjentowi nic nie jest, że jest on stałym bywalcem szpitala i powinien się oddalić. Ryszard O. przeczy tej wersji. - To nie moje słowa – mówi Ryszard O. – Nie spotkałem tego pacjenta wcześniej, widziałem go po raz pierwszy. Jestem spoza Krakowa i miałem w tym szpitalu dopiero szósty dyżur. Tymczasem o 23.35 policja odebrała zgłoszenie ze szpitala, że przed jego budynkiem awanturuje się nietrzeźwy mężczyzna. Policjanci na ławce przed szpitalem zastali mężczyznę, ale nie stwierdzili, by był on nietrzeźwy i by się awanturował. Powiedział on policjantom, że jakaś pani wywiozła go na wózku i teraz czeka na badania. Patrol odjechał. Po północy lekarz dyżurny skończył pracę. Mężczyzna pozostał na zewnątrz szpitala. Lekarz mówi dziś, że odpowiedzialność za brak opieki ponosi średni personel medyczny, który powinien przygotować pacjenta do badań. Po północy do leżącego na trawniku przed szpitalem mężczyzny wezwano karetkę. Ratownicy medyczni wezwali natomiast strażników miejskich, aby ci odwieźli pacjenta do izby wytrzeźwień. W karcie medycznej ratownicy stwierdzili, że pacjent odmawia poddania się leczeniu. - Pacjent w kategoryczny sposób odmówił ponownego przewiezienia go na teren szpitalnego oddziału ratunkowego – mówi Leszek Gora, rzecznik szpitala im. Żeromskiego w Krakowie. – Tak wynika z zapisów w karcie wyjazdowej karetki pogotowia. I tym razem mężczyzna nie otrzymał pomocy. Już nad ranem przed szpitalem pojawiła się policja, wezwana przez pracownika szpitala do leżącego przed budynkiem mężczyzny. Policjanci stwierdzili, że nie żyje. - Wystarczyło poprosić o numer telefonu od niego, przyjechałby ktoś z rodziny – mówi zrozpaczona córka zmarłego Magdalena Cholewa. – Wtedy by żył. Potraktować kogoś jak śmiecia, może za drugim razem już nie przyjdzie po pomoc. A on wrócił, bo potrzebował tej pomocy. Dwa tygodnie po śmierci pacjenta dyrekcja szpitala im. Żeromskiego w Krakowie uznała, że pracownicy szpitalnego oddziału ratunkowego również popełnili błędy. Jak poinformował rzecznik placówki personel średni został ukarany naganami i zablokowaniem awansów. Już wcześniej dyrekcja zdecydowała, że pełniący tragicznego dnia dyżur lekarz nie będzie współpracował ze szpitalem.

podziel się:

Pozostałe wiadomości