Ola kochała sport. Była na trzecim roku wychowania fizycznego. Trenowała fitness, pływanie, pracowała na siłowni.
- Zawsze wesoła, aktywna. Chodziła do szkoły, po szkole do pracy. Zawsze znalazła czas na sport – opowiada Ewa Hubner, matka Oli.
- Nagle wszystko zmieniło się o 180 stopni. Została przekłuta do łóżka – mówi Mateusz Rotkegel, chłopak Oli.
„Szalik mi się zaplątał”
W weekend Ola pojechała z przyjaciółmi na gokarty. Na torze była pierwszy raz. Niestety, doszło do tragedii.
- Szalik mi się zaplątał. Ściągnęło mnie to tyłu. Słyszałam, że wszyscy do mnie biegną. Zaczęli mnie wyciągać, a Mateusz zaczął mnie reanimować – relacjonuje Ola.
Mimo tego, że dziewczyna była na torze po raz pierwszy, znajomi twierdzą, że nie poinformowano ich, że na torze panuje zakaz noszenia luźnej odzieży, także szalików. Taki zapis był w regulaminie.
- Nikt nie pokazywał nam żadnego regulaminu, nic też nie podpisywaliśmy. Jedyne szkolenie dotyczyło dwóch flag, którymi operuje się na torze. Nikt nie sprawdzał też naszego ubioru – przekonują przyjaciele Oli, którzy jeździli razem z nią.
Rozmawialiśmy z właścicielem toru, ale nie chciał komentować tej sprawy. Zapewnił, że dba o bezpieczeństwo uczestników podczas jazdy, nie podał jednak konkretów.
- Ma obowiązek zapewnić bezpieczeństwo. Skoro za skutki wypadku odpowiada nawet wtedy, kiedy nie zawinił. Ma obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa w większym zakresie niż inni przedsiębiorcy – mówi Marian Krzysztof Zawała, rzecznik prasowy sadu okręgowego w Katowicach.
Reanimacja na miejscu
Dziewczynę udało się uratować tylko dzięki natychmiastowej pomocy, której udzielił jej chłopak Mateusz oraz przyjaciele. Reanimowali dziewczynę do przyjazdu karetki. Ola była całkowicie sparaliżowana, nie oddychała samodzielnie, nie mówiła.
- Była, jak na szubienicy tylko w pozycji poziomej. Pompowałem jej tlen do płuc, żeby dotlenić mózg. To była walka o życie. Rurką z napoju odsysałem jej krew z buzi, żeby się nią nie udławiła – opowiada Mateusz Rotkegel.
Lekarze nie kryli, że stan Oli jest ciężki.
- Dowiedzieliśmy się, że najprawdopodobniej przerwany jest rdzeń kręgowy. Lekarze mówili, że czeka nas ciężkie życie, że musimy zmienić wszystko, przystosować dla niej dom, bo ona prawdopodobnie nie będzie już się ruszać – mówi Zbigniew Hubner, tata Oli.
Walka o nowe życie
Od wypadku Ola przeszła dwie skomplikowane operacje kręgosłupa. Ma założone stelaże stabilizujące odcinek szyjny. Cały czas leży. Potrzeba czasu, aby stwierdzić czy i w jakim stopniu będzie mogła wrócić do sprawności. Na razie odzyskała czucie do pasa, rusza głową i szyją. Delikatnie porusza także barkami i palcami u rąk.
- Ciężko mi było pogodzić się z tym, że nic nie umiem zrobić samodzielnie. Nie umiem ruszyć ręką, nogą. Jak się ocknęłam myślałam, że to kwestia kilku tygodni i wrócę do sprawności. Okazuje się, że mam niedowład kończyn. Boję się, że sprawność nie wróci – martwi się Ola.
„Muszę dać radę. Jestem sportowcem”
- Rehabilitacja bardzo mnie wykańcza. Potem jest ból, ale widzę, że są postępy. Ćwiczenia wymagają dużo siły i poświęcenia, ale muszę dać radę, przecież jestem sportowcem - opowiada Ola.
Teraz Ola, jak na sportowca przystało stawia sobie wyzwanie. Chce siąść na wózku inwalidzkim.
- To będzie mój prezent dla taty. Do jego urodzin zostały dwa miesiące – mówi dziewczyna.
Potrzebna pomoc
Ola, od kilku tygodni przebywa w Centrum Rehabilitacji i Opieki w Porąbce. Ma dobrą opiekę, ale miesięczny pobyt kosztuje kilkanaście tysięcy złotych. To przekracza możliwości finansowe rodziców. Na szczęście w pomoc zaangażowała się grupa przyjaciół i znajomych.
W Wodzisławiu Śląskim, jej rodzinnej miejscowości organizowane są zbiórki, koncerty, kwesty.
W pomoc Oli zaangażowała się też Fundacja Pomocna Dłoń. Kieruje nią Krzysztof Sałajczyk, który sam przeżył poważny wypadek samochodowy, w wyniku, którego był sparaliżowany. Osoby, które chcą pomóc Oli mogą znaleźć informacje na:
http://pomocnadlonpowypadku.pl/dlaoli/