Nie zabrali chorej do szpitala, bo była otyła? Kobieta nie żyje

TVN UWAGA! 5105700
TVN UWAGA! 324728
Do Agnieszki Bisak w ciągu 12 godzin karetka przyjeżdżała trzykrotnie. I trzykrotnie kobiety nie zabrano do szpitala. Ratownicy mieli tłumaczyć się tym, że 49-latka jest otyła i nie dadzą rady znieść jej po schodach. W nocy Bisak zmarła. – Krzyczała z bólu i prosiła o pomoc – mówi nam córka kobiety.

49-letnia Agnieszka Bisak była aktywna zawodowo, pracowała w sklepie jako kasjerka. Od lat walczyła też z nadwagą. Ważyła prawie 150 kilogramów. Kobieta miała poważne plany by zadbać o siebie. Wsparciem byli dla niej jedyna córka i zięć, którzy na co dzień mieszkają w Niemczech.

- Zdawała sobie sprawę, że jest osobą otyłą. Mówiła, że źle czuje się ze swoją wagą i o siebie zadba. Stwierdziła, że przejdzie operację zmniejszenia żołądka. Miałyśmy w planach, że będziemy razem świętować jej 50. i moje 30. urodziny i wtedy będzie już odmieniona - mówi Aleksandra Kowalska, córka pani Agnieszki.

Córka i zięć zapewniają, że pani Agnieszka nigdy wcześniej nie miał problemów ze zdrowie.

- Cały czas normalnie chodziła do pracy, nigdy nie brała zwolnienia, to ostatnie było jej pierwszym. Powiedziała, że coś się dzieję z jej nogą. Że nie da rady dojść – dodaje córka.

Przyjazd pogotowia

Problemy ze zdrowiem pojawiły się nagle. Jedna z jej nóg bardzo spuchła. Po tygodniu sytuacja się pogorszyła, Bisak nie mogła już chodzić. Sytuacja była tak poważna, że córka z zięciem, którzy przyjechali do Polski na urodziny matki, wezwali karetkę.

- Próbowałam podnieść jej nogę, chociaż na pół centymetra, ale krzyczała z bólu i prosiła o pomoc. Po przyjeździe karetki, na dzień dobry było podejście, że osoba jest otyła… - mówi pani Aleksandra.

- Wyglądało to, jakby oni przyjechali tu za karę – dodaje Rafał Kowalski, zięć pani Agnieszki.

- Ratownik medyczny wyjął tylko termometr. Powiedzieli, że dadzą rady zabrać mamy do szpitala, bo oni są tylko we dwoje, że nie mają takich noszy. W ogóle nie było mowy o żadnym krzesełku. Mój mąż poprosił, żeby wezwali drugi zespół pogotowia, a oni powiedzieli, że nie mają takich uprawnień – opowiada córka.

Mecenas Robert Bryzek z biura Rzecznika Praw Pacjenta, wskazuje, że decyzję o odmowie przywiezienia pacjenta do szpitala podejmuje kierownik zespołu ratownictwa medycznego.

- Natomiast waga pacjentki w żadnym wypadku nie powinna odgrywać żadnej roli. Każdy pacjent ma prawo do otrzymania pomocy. Jeśli jest taka potrzeba, ratownicy medyczni, chociażby przy pomocy kierowcy, powinni podjąć wszelkie działania, żeby przetransportować pacjentkę do szpitala – mówi mec. Bryzek.

Kobieta dostała zastrzyk i sytuacja chwilowo się polepszyła.

- Po upływanie pół godziny poprosiła, aby wezwać jeszcze raz pogotowie, bo czuje się gorzej – mówi córka pani Agnieszki.

Pogotowie przyjechało po raz drugi

- Zaczęła się nagonka na mamę, że jak to sobie wyobraża, czy ma przyjechać do niej straż. Ratownik mówił: „Pani spojrzy jak ja wyglądam, a jak pani wygląda”. To mama poprosiła, żeby podali jej coś przeciwbólowego, żeby nie cierpiała, a ci stwierdzili: „Nie mamy takich możliwości”. Mama powiedziała, że skoro ratownik nie może wezwać drugiej karetki, to żeby podał numer, gdzie ma zadzwonić po pomoc. Na co ratownik stwierdził, że nie jest biurem informacji, że jej nic nie poda i powinna znaleźć sobie sama – relacjonuje pani Aleksandra.

- Wszyscy oferowaliśmy ratownikom pomoc, że ja pomogę ją znieść, żona, sąsiedzi. Ale stwierdzili, że nie – dodaje pan Rafał.

Po dwóch wizytach ratowników z karetki pogotowia do kobiety przyjechał lekarz opieki nocnej, który podejrzewał zakrzepicę i podał antybiotyki. Zobowiązał się, że jeżeli do rana stan zdrowia kobiety się nie poprawi, bezzwłocznie sam zorganizuje transport do szpitala.

- O godzinie 8 ojczym wszedł do nas do pokoju i mówi, że nie może dobudzić mamy. I to był już koniec. Próbowałam ją reanimować, ale było już za późno. Poszła jej krew z nosa i buzi. Ale do przyjazdu pogotowia miałam jeszcze nadzieję, że mama tak mocno śpi po lekach i zaraz się obudzi, a wszystko będzie dobrze. A oni pokazali, że jest brak akcji serca i stwierdzają zgon – ubolewa córka.

Co z otyłymi pacjentami?

Co może zrobić zespół ratownictwa medycznego, kiedy okazuje się, że pacjent jest osobą otyłą?

- W dobie, gdzie większość zespołów jest dwuosobowa czasami jest problem, żeby pacjenta dotransportować do ambulansu – przyznaje Piotr Dymon z Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Ratowników Medycznych.

- Zawsze z pozycji zespołu można wezwać drugi zespół do pomocy, straż pożarną czy poprosić o pomoc rodzinę pacjentki. Na wyposażeniu karetki są nosze samojezdne, wózkonosze z pacjentem leżącym i krzesełka, to jest podstawa. Jeżeli są to stare krzesełka, mogą mieć udźwig do 120 kg. Te nowsze mają większy tonaż ze względu na to, że społeczeństwo się rozrasta i otyłość jest jedną z chorób cywilizacyjnych – zaznacza Dymon.

- Mojej mamie dało się uratować życie, ale zabrakło po prostu chęci. Moja mama przypłaciła za to życiem – komentuje pani Aleksandra.

Więcej wątpliwości

To jednak nie jedyne wątpliwości i zarzuty rodziny wobec interweniujących ratowników.

- Lekarz z pogotowia zapytał, gdzie są karty. Pytam, jakie karty? A on, że ja mówiłam, że dwa razy było pogotowie. Mówię, że nic nie zostawili. Spojrzeli na siebie i mówią, że to są niejednoznaczne przyczyny śmierci, bo dwa razy było pogotowie, jest krótki odstęp czasu, nie ma kart i oni muszą wezwać policję – opowiada córka.

Następnego dnia córka pani Agnieszki sama pojechała po karty.

- Jadąc, usłyszałam, że będę na nie czekać tydzień. Po wymianie zdań i nacisku, karty raptem się znalazły godzinę później – mówi pani Aleksandra.

W kartach miały pojawić się niezgodności z faktami.

- Nie zgadzało się to, że wydano kartę medyczną mamie, co nie miało miejsca – mówi córka.

- Jest napisane, że pacjentka odmówiła przewozu do szpitala, co jest całkowitym kłamstwem, bo nie odmówiła, wręcz prosiła o pomoc – zaznacza jej mąż.

„Brak podpisu pacjenta”

Córka pani Agnieszki wspólnie z mężem zwróciła się z prośbą o pomoc do Rzecznika Praw Pacjenta.

- Karta medycznych czynności ratunkowych powinna zostać pozostawiona pacjentowi niezwłocznie po zakończeniu czynności przez ratowników medycznych. Natomiast, jeżeli chodzi o odmowę zawiezienia pacjentki do szpitala, to, jeżeli pacjent się temu sprzeciwia, to powinien potwierdzić to własnym podpisem. W tym dokumencie nie widzę podpisu pacjenta – mówi mec. Robert Bryzek.

Zespół ratowników i kierowca, którzy interweniowali u pani Agnieszki, stacjonuje w bazie przy jednym z warszawskich szpitali.

Dlaczego, jak twierdzi rodzina, ratownicy odmówili przewiezienia pani Agnieszki do szpitala i nie zostawili na miejscu dokumentów? Z tym pytaniem udaliśmy się do bazy, gdzie załoga karetki, czyli dwoje ratowników i kierowca, na co dzień stacjonują.

- Jest to tragedia, tragedia dla wszystkich, w szczególności bliskich. Tego nic nie zmieni. Natomiast, jeżeli chodzi o okoliczności, czyli sytuację, w której miałoby nie dojść do transportu pacjenta z uwagi na wagę, to powiedziałbym, że trudno w to uwierzyć. Mamy sprzęt i ludzi przygotowanych do takich interwencji. Zarówno nosze i krzesełka kardiologiczne mają możliwość transportu pacjenta o wadze przekraczającej 250 kg. Z pewnością nie było takiej sytuacji, że sprzęt mógł uniemożliwić udzielenie pomocy medycznej – twierdzi dr Karol Bielski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego „Meditrans”.

Czy ekipa karetki mogła zbagatelizować sprawę?

- Tego nie można powiedzieć na tym etapie sprawy, zwłaszcza, że bada to prokuratura. Sprawa jest wyjaśniana. Wdrożyliśmy również postępowanie wyjaśniające w naszej jednostce – tłumaczy dr Bielski.

Dodaje, że ratownicy, którzy przyjechali do pani Agnieszki, wciąż pracują. Zapewnia, że wcześniej nie było żadnych skarg na pracę tego zespołu ratowniczego.

- Nic nie zwróci jej życia. Oczekuję tylko, żeby ktoś za to poniósł odpowiedzialność. Jeśli się podejmuje takiej pracy, jak ratowanie życia, to nie patrzy się, czy ktoś jest otyły czy garbaty, każdego człowieka trzeba ratować. Podejść do niego indywidualnie. Tu zabrakło empatii, chęci. Oczekuję, że ci ratownicy poniosą jakieś konsekwencje – kwituje córka pani Agnieszki.

- Słowo „przepraszam” nic nie zmieni. To można do każdego powiedzieć, a moja mama leży w grobie – dodaje.

podziel się:

Pozostałe wiadomości