Ksiądz zaatakował wiernego w kościele?

TVN UWAGA! 5046546
TVN UWAGA! 316482
- Do przedsionka kościoła wszedłem w czapce i tam zostałem zaatakowany przez cztery osoby. Na końcu ksiądz zerwał mi czapkę – opowiada Bartosz Horbowski. Wszystko zarejestrowały kamery monitoringu. Mężczyzna złożył doniesienie o napaści, ksiądz z kolei oskarżył go o pobicie. Organy ścigania zajmują się sprawą już trzy lata.

Pasterka

Do wydarzeń z udziałem pana Bartosza i księdza Andrzeja A. doszło w Sanktuarium Mari Śnieżnej w okolicach Międzygórza, po pasterce w 2016 roku.

- Do przedsionka kościoła wszedłem w czapce i tam zostałem zaatakowany przez cztery osoby – opowiada Bartosz Horbowski i dodaje: Podeszła do mnie gospodyni księdza, która zabrała mi telefon. Oprócz niej, zaatakowały mnie dwie osoby z otoczenia księdza, a na końcu ksiądz, zrywając mi czapkę z głowy.

Pan Bartosz ma 27 lat, jest aktorem i pracuje w teatrze. Nie miał wcześniej problemów z prawem. W Miedzygórzu spędzał święta.

- Następnego dnia złożyłem na policji doniesienie o ataku na mnie i kradzieży mojego telefonu. Dowiedziałem się wówczas, że ksiądz już zgłosił napad z pobiciem – opowiada Horbowski.

Ksiądz zaraz po pasterce pojechał na SOR pobliskiego szpitala. Z dokumentacji wynika, że tamtejszy lekarz nie widział żadnych obrażeń. Te pojawiły się dopiero w obdukcji, którą ksiądz zrobił kilka dni później. Były to drobne siniaki. Jeden miał dwa milimetry szerokości. Ksiądz skarżył się także na ból skroni przy dotykaniu palcem.

- Ksiądz z innymi osobami powalili mnie na ziemię. Chciałem odzyskać swój telefon, więc siłowałem się z nimi. Po prostu się broniłem – dodaje Horbowski.

Powołany przez prokuraturę biegły przeanalizował monitoring i dokumentację medyczną. W opinii stwierdził, że obrażenia mogły powstać od wpadnięcia na ścianę i nie można ich przypisać panu Bartoszowi. Sprawę dwukrotnie została umorzona, na co obrońca księdza składał zażalenia.

Atak paralizatorem

Pół roku wcześniej ksiądz Andrzej A. bez ostrzeżenia zaatakował paralizatorem człowieka na oczach jego dzieci. Pretekstem miał być pies, z którym rodzina weszła na teren przy kościele. Ksiądz został skazany na dziesięć miesięcy prac społecznych. Karę odbywał w szpitalu w Bystrzycy Kłodzkiej.

- Oskarżonego uznano za winnego użycia paralizatora przeciwko pokrzywdzonemu i spowodowanie u niego poparzeń. Na miejsce została wezwana karetka, by udzielić pomocy mężczyźnie – relacjonuje sędzia Marzena Rusin-Gielniewska z Sądu Okręgowego w Świdnicy i dodaje: Oskarżony sam złożył nagrania z kilku kamer monitoringu, które znajdowały się na terenie sanktuarium. Widać na nim cały przebieg zdarzenia i nie widać na nim żadnego agresywnego zachowania poszkodowanego. Mimo to, oskarżony podważał ten dowód.

Mieszkańcy Międzygórza, z którymi rozmawialiśmy nie mają najlepszego zdania o księdzu Andrzeju.

- Do biskupa szły monity, żeby go odwołali. Mieszkańcy przestali chodzić do kościoła – mówi jeden z mieszkańców.

- Ksiądz jest osobą znaną z afer. Zaczęło się od sprawy z paralizatorem, którą przekazał nam nasz czytelnik. Wkrótce po publikacji otrzymaliśmy od księdza Andrzeja pozwy o zniesławienie. On ma cały czas poczucie niewinności. Nawet jak sąd skazał go za użycie paralizatora to w kościele podkreślał, że jest represjonowany i został skazany niewinnie – opowiada Romuald Piela z „Gazety Kłodzkiej”.

Podwójne umorzenie

Po drugim umorzeniu sprawy, panu Bartoszowi wydawało się, że sprawa została zamknięta. Niedługo potem, ta sama prokuratura, która w ostatnich latach dwukrotnie umarzała sprawę skierowała do sądu akt oskarżenia o pobicie księdza. Stało się tak po nakazie ponownego rozpatrzenia sprawy, który przeszedł z prokuratury okręgowej.

- Ta z pozoru błaha sprawa, wymagała dużo uwagi procesowej. Oprócz nagrania monitoringu są w sprawie zeznania świadków i opinia biegłych – mówi Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy.

Prokuratura powołała biegłego lekarza z Wrocławia. Jego dwie opinie były korzystne dla pana Bartosza. Dopiero trzecia sugeruje, że delikatne obrażenia księdza mogły być spowodowane przez pana Bartosza.

- Doczytałem w kodeksie, że grozi mi nawet dwa lata więzienia. Z jednej strony to abstrakcja, a z drugiej widzę, jak się to odbywa. Boję się czasem, że z całej tej sprawy wyprowadzą mnie w kajdankach – podsumowuje oskarżony.

Pomimo naszych próśb zwierzchnicy księdza nie spotkali się z nami. Kuria odesłała nas do oświadczenia na swojej stronie internetowej, w którym ubolewa, że media winę za całe zdarzenie przypisują wyłącznie księdzu. Kuria dodała, że nie będzie tej sprawy komentować.

W najbliższych miesiącach odbędę się kolejne rozprawy. Ponadto do sądu trafił kolejny akt oskarżenia przeciw Bartoszowi Horbowskiemu. Swoim zachowaniem sprzed trzech lat miał obrazić uczucia religijne księdza i ludzi z jego otoczenia.

podziel się:

Pozostałe wiadomości