„Jak mam dać syna człowiekowi, który trzy razy wchodził z nim na dach?”

TVN UWAGA! 279608
Sąd pozwolił, by ojciec, który ma prokuratorskie zarzuty, widywał dzieci bez obecności kuratora. – Jak mam dać dwójkę dzieci człowiekowi, który z jednym z dzieci trzy razy wchodził na dach, w środku nocy, pod wpływem alkoholu? – pyta matka.

Pani Justyna ma czteroletniego syna i sześcioletnią córkę. Jest w trakcie rozwodu z ich ojcem. Mężczyzna ma prokuratorskie zarzuty. Dotyczą one uporczywego nękania małżonki i dzieci, nachodzenia w domu rodziny i znajomych żony. Najpoważniejszy zarzut dotyczy uprowadzeń rodzicielskich czteroletniego synka. Uprowadzenia za każdym razem kończyły się interwencją policji.

- Porwań było dużo, nawet nie liczyłam. Jeździł za mną i za dziećmi do parków, na place zabaw. Pojawiał się wszędzie – mówi pani Justyna.

Uprowadzenia rodzicielskie

Od marca tego roku małżonkowie mieszkali osobno. Do czasu pierwszej rozprawy rozwodowej, czterolatek mieszkał z ojcem. W maju zapadła pierwsza decyzja sądu rodzinnego. Zgodnie z nią, dwójka dzieci miała na stałe mieszkać z panią Justyną, ojcu zapewniono kontakty z dziećmi. Mężczyzna został zobligowany przez sąd do zawiezienia synka do mamy.

- To był dla mnie taki szok, że w nocy z 8 na 9 maja wsiadłem w samochód i pojechałem przed siebie. Dojechałem do Monachium – opowiada mąż pani Justyny i przyznaje. - Nie zakończyło się to przyjemnie dla mnie i dla syna. Zostałem zatrzymany, a syn został zabrany do jakiegoś punktu opieki.

- Mąż zadzwonił i powiedział, że jest na policji, żebym coś zrobiła, bo nie chcą go wypuścić. Od jego przyjaciela wiem, że na policji poprosił o azyl – mówi pani Justyna.

Pani Justyna natychmiast pojechała do Niemiec po synka. Maluch w domu dziecka spędził dobę. Matka wróciła z czterolatkiem do swojego mieszkania. Minął dzień, emocje opadały. Wtedy mężczyzna ponownie porwał synka.

- W niedzielę wychodziłam z dziećmi na spacer. Później dowiedziałam się od sąsiadów, że mąż od kilku godzin stał za narożnikiem bloku. Jak wyszliśmy to podbiegł, wyrwał mi dziecko – opowiada pani Justyna.

Z powodu porwań synka, sąd zdecydował, że kontakty ojca z dziećmi mogą odbywać się wyłącznie pod kontrolą kuratora. Prokuratura ponadto wydała mu zakaz zbliżania się do żony i dzieci poza terminami widzeń. Wyjątkiem były dwutygodniowe wakacje, na które pojechał sam z dziećmi.

- Nie przeszkadzałam mu na wakacjach. Miał odwieźć dzieci 18-tego, powiedział, że ich nie odwiezie, bo 19-tego jest niedziela i to jest jego niedziela z kuratorem – mówi pani Justyna.

Początek problemów

Małżeństwo pani Justyny trwało prawie 9 lat i było dość zgodne. Pani Justyna twierdzi, że rozpad związku spowodowała zaborczość męża wobec syna.

- Problemy zaczęły się, kiedy synek miał 16 miesięcy i miał pójść do żłobka. To było we wrześniu 2015 roku. Mój mąż się zmienił, skupił się tylko na synu. Zaczął z nim spać w jednym łóżku. Na początku cieszyłam się, że zainteresował się dziećmi. Trochę mnie to odciążyło – mówi pani Justyna.

- W domu pełniłem trochę rolę matki Polki. Małżonce się to początkowo bardzo podobało, ponieważ odciążyło ją to od obowiązków związanych z opieką nad dziećmi. Jak dzieci zaczęły się bardziej do mnie przywiązywać, to zaczęła być zazdrosna. To była obawa, że jej odbiorę dzieci – mówi mąż pani Justyny.

- Kiedy syn podchodził do mnie, to potrafił go zabierać. Nie szarpałam się. Nie dopuszczał do sytuacji, żebym sama była z synkiem w domu – wspomina pani Justyna.

Według pani Justyny liczne porwania synka przez ostatnie kilka miesięcy sprawiły, że straciła zaufanie do ojca dzieci. Postanowienie prokuratora o postawieniu mu zarzutów i zakazie zbliżania się potwierdza jej wersję. Nieoczekiwanie jednak sąd rodzinny, znając decyzję prokuratury, zniósł kontrolę kuratora podczas widzeń z ojca dziećmi. Wówczas ojciec ponownie porwał synka.

- Mówiłem synowi, że musimy jechać do Warszawy [do matki – red.]. On powiedział, że nie chce jechać. Wyjechaliśmy z domu, ale nie pojechaliśmy do Warszawy. Zabrałem syna do Wrocławia. Wjechaliśmy na taki balkon, żeby pokazać mu panoramę – twierdzi mężczyzna.

- Po godz. 22 zaczęłam się denerwować. Dzwoniłam. Najpierw nie odbierał, a później wyłączył telefon. Po godz. 23 zadzwoniłam do jego matki - mówi pani Justyna.

Od teściowej pani Justyna dowiedziała się, że syn dzwonił do niej z „jakiegoś dachu”.

- Policjanci otrzymali zgłoszenie, że na terenie Wrocławia znajduje się mężczyzna z czteroletnim dzieckiem, który prawdopodobnie może chcieć popełnić samobójstwo. W takich przypadkach podejmujemy natychmiastowe działania. W związku z tym spora ilość policjantów została zaangażowana do tych działań. Funkcjonariusze poszukiwali tego mężczyzny. Po kilku godzinach do niego dotarli. Znajdował się w samochodzie. Początkowo nie chciał wydać dziecka. Nie chciał rozmawiać o tym, co się stało. Po chwili rozmów udało się nakłonić mężczyznę do tego, aby oddał dziecko pod opiekę babci. Z informacji, które posiadam mężczyzna znajdował się pod wpływem alkoholu - mówi Łukasz Dutkowiak z Komendy Miejskiej Policji we Wrocławiu.

- Nie jestem wariatem. Nie jestem człowiekiem, który mógłby zrobić coś sobie, albo dziecku. Nie jestem osobą, która może robić skrajne rzeczy – przekonuje mężczyzna.

Bez komentarza

Sąd Okręgowy we Wrocławiu wiedział o zarzutach prokuratorskich dla ojca dzieci oraz o zakazie zbliżania się do rodziny. Dlaczego pozwolił ojcu na kontakt z dziećmi bez kontroli kuratora? Rzecznik sądu odmawia nam komentarza, twierdząc, że nie wypowiada się w sprawach rozwodowych.

- Sąd rodzinny jest związany, tak jak każdy inny sąd, orzeczeniami sądu karnego. Jeżeli zapadło prawomocne postanowienie, które zakazywało kontaktu, czy zbliżania się do dzieci poza wyznaczonymi wizytami, automatycznie oznaczało to, że są jakieś bardzo poważne problemy po stronie ojca, które należy weryfikować poprzez obecność kuratora. Sąd musi się kierować dobrem dziecka – mówi Jadwiga Osuch, sędzia w stanie spoczynku.

- Nie groziłem samobójstwem. Dzwoniła do mnie moja mama i wykrzyczałem do niej niepotrzebne słowa. To było w afekcie, w emocjach – twierdzi mężczyzna.

- Jak mam dać dwójkę dzieci człowiekowi, który z jednym z nich trzy razy wchodził na dach, w środku nocy, pod wpływem alkoholu. Jak mam mu dać dzieci bez żadnego nadzoru? – pyta pani Justyna.

Rzecznik sądu rodzinnego odmówił nam wywiadu, jednak po zakończeniu zdjęć wysłał informację, że postanowienie dotyczące widzeń ojca z dziećmi zostało zmienione. Według nowego postanowienia, kontakty ojca z synem i córką będą znowu odbywać się pod kontrolą kuratora.

podziel się:

Pozostałe wiadomości