- W wielu miejscach to wygląda jak obóz kaźni dla zwierząt – tak o Animal Breeding Center Okapi we wsi Pysząca mówi Ewa Zgrabczyńska, dyrektorka Ogrodu Zoologicznego w Poznaniu.Policjanci, organizacje prozwierzęce oraz pracownicy poznańskiego zoo i biegli weszli na teren tego ośrodka po sygnałach o znęcaniu się nad zwierzętami.- Tutaj był ocelot bez dwóch łap. Kotka jest prawdopodobnie w ciąży. Ona nie ma szans na naturalny odchów młodych. Prawdopodobnie te łapy zostały odgryzione przez samca, a tymże samcem właściciel pokrył ją, żeby uzyskać potomstwo. To jest bestialstwo! – mówi Ewa ZgrabczyńskaŚledczy zabezpieczyli dokumentację zwierząt, by sprawdzić czy nie dochodziło do przemytu. - W trakcie prowadzenia działań w tym ośrodku ujawniono i zabezpieczono około 280 okazów zwierząt. Około 80 gatunków, które są w większości ujęte w konwencji CITES, a więc wymagające odpowiednich dokumentów na ich posiadanie. Wiele gatunków niebezpiecznych: tygrysy, lamparty, oceloty. Zwierzęta kopytne. Cała gama egzotycznych ptaków oraz małpy – wyliczaoficer śledczy, Wydział Przestępczości Gospodarczej, Komenda Wojewódzka Policji w Poznaniu.Na stronach internetowych właściciel ośrodka chwali się, że ma 25 lat doświadczenia w hodowli zwierząt. Początkowo były to psy, potem ptaki egzotyczne, a od pięciu lat także dzikie zwierzęta. Oficjalnie trzymane w ramach zarejestrowanego cyrku.- W tym miejscu nigdy nie odbył się żaden pokaz cyrkowy, nie było sprzedaży biletów, nie było pokazów wolnych dla osób postronnych – mówi oficer śledczy.Z informacji, do których dotarliśmy wynika, że właściciel zarabiał na handlowaniu zwierzętami oraz na rozmnażaniu ich. W większości klatek były pary lub pary z młodymi. Potwierdzają to także zdjęcia na oficjalnych stronach hodowli. Zwierzęta były dobrze odżywione, by zachęcić do kupna. Gdy miał się pojawić klient, przed jego wizytą sprzątano i czyszczono klatki, by dobrze się prezentowały. Na co dzień jednak 300 zwierzętami zajmowało się tylko dwóch pracowników. Warunki życia zwierząt były fatalne.- Tutaj trudno mówić o pasji czy hobby – przyznaje Ewa Zgrabczyńska, a Anna Plaszczyk z Międzynarodowego Ruchu na Rzecz Zwierząt Viva! wylicza: - Lampart perski to kwota około 500 tys. zł. Na pewno były dwa młode, teraz już ich nie ma. Na pewno ocelot bez nóg, który został pokryty, mógł urodzić. Ocelota w Polsce można kupić w kwocie ok. 45 tys. pln. Dla mnie to wykorzystywanie zwierząt miało podłoże finansowe.Właściciel hodowli ukończył technikum weterynaryjne. Rozmawialiśmy z nim przez telefon.- To jest dla mnie wielki koszmar. Po tej ulewie woda przelewała nam się górą. To chwilowy kryzys. Były problemy finansowe – twierdzi właściciel Animal Breeding Center „Okapi”.Jak się okazuje, centrum Okapi w Pyszącej cały czas było w budowie. Większość klatek z drapieżnymi zwierzętami, nie miała prawidłowych zabezpieczeń, śluz, odpowiednio wysokich krat, mimo że wokół hodowli jest wiele domów jednorodzinnych.Ze względu na fatalne warunki, zwierzęta zostały zabrane do ogrodów zoologicznych w Poznaniu, Warszawie i Bydgoszczy oraz do rezerwatów przyrody w Holandii i Belgii. Śledczy sprawdzają czy wszystkie mają legalne pochodzenie i potrzebne dokumenty.Zarejestrowana hodowla zwierząt i cyrk powinny być pod stałą kontrolą powiatowego lekarza weterynarii. Nawet, jeśli nie miał on możliwości zweryfikowania czy zwierzęta rzeczywiście występują w pokazach, to powinien sprawdzić w jakich warunkach żyją. Teraz Wojewódzki Inspektorat Weterynarii oraz policja sprawdzają jak te kontrole wyglądały.- Ostatnia kontrola była przeprowadzona w grudniu ub. r. Były błędy dokumentacyjne. Nikt nie jest w stanie teraz na 100 procent wiedzieć, co pani inspektor w grudniu przeoczyła, czy nie przeoczyła. Może wszystko dobrze było. Jeśli uznamy, że były nieprawidłowości, to wyciągniemy konsekwencje – tłumaczy Tomasz Wielich, Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Poznaniu.Na zabranie z hodowli w Pyszącej czeka jeszcze część zwierząt. Dyrektorka poznańskiego ogrodu zoologicznego szuka dla nich miejsca w zagranicznych placówkach i rezerwatach.- Ocalenie tych zwierząt, to ocalenie reszty człowieczeństwa – przyznaje Ewa Zgrabczyńska.Na razie prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie, biegli zbierają materiał dowodowy. Fikcyjny cyrk w Pyszącej to prawdopodobnie największy ośrodek tego typu odkryty przez policję.- Wiemy, że nie ma tam wielu zwierząt, które jeszcze do niedawna tam były. Kiedy jechaliśmy na miejsce, mieliśmy informację o siedmiu tygrysach. Doliczyłam się sześciu. Zapytałam właściciela, gdzie jest siódmy. Powiedział, że tygrysica umarła dwa tygodnie wcześniej. Przestała jeść, przestała pić, bardzo szybko schudła. Wezwał lekarza weterynarii z Czech. Nie mógł od razu przyjechać, przyjechał kilka dni później. Ta tygrysica nie dożyła tego terminu. Podejrzewam, że właściciel bał się wezwać weterynarza z Polski, bo gdyby wszedł na teren tego obiektu, zauważyłby nieprawidłowości i powiadomi odpowiednie służby – dodaje Anna Plaszczyk.