Pięć lat temu trzynastomiesięczny Tymek połknął granulki żrącej substancji używanej do udrażniania rur.
- Wróciłem z pracy, wyciągnąłem z samochodu karton, w którym był ten nieszczęsny granulat. Przedmioty rozpakowałem na niską ławę w salonie. Tymek sięgnął rączką. To był moment, kiedy nas nie było w pokoju, byliśmy w kuchni za ścianą. Naszą uwagę zwrócił krzyk starszej córeczki. Tymek siedział na dywanie, część granulatu była rozsypana. Jakąś część miał już w ustach – mówi Robert Kasprzyk, tata Tymoteusza.
Butelka była źle zabezpieczona
Butelka z niebezpieczną substancją była fabrycznie źle zabezpieczona, zakrętka była niedokręcona do końca gwintu. Granulat ługu sodowego wypalił chłopcu górne drogi oddechowe, język, krtań, gardło, tchawicę i część przewodu pokarmowego.
Tymek został natychmiast zaintubowany i wprowadzony w śpiączkę farmakologiczną.
- W śpiączce był ponad trzy tygodnie, dopiero wtedy zadecydowano o jego wybudzeniu. Lekarze nie byli pewni, czy on w ogóle przeżyje. Pierwsze dwa tygodnie były kluczowe, bo nie wiadomo było, jak organizm zniesie neutralizację tego środka. To, że nie doszło u Tymka do masywnego krwotoku wewnętrznego jest wielkim szczęściem – przyznaje ojciec i dodaje, że po dwóch miesiącach musieli się pogodzić z tym, że Tymek będzie musiał żyć z rurką tracheostomijną i będzie odżywiany przez sondę do żołądka.
- Musieliśmy nauczyć się, jak o niego dbać, jak się nim opiekować. Takim przejmującym uczuciem jest to, że wszystkie dzieci płaczą, a Tymek nie płacze – mówi Kasprzyk.
Chłopczyk wskutek wypadku przestał oddychać samodzielnie, nie mówi i żywiony jest pozajelitowo. Przez kilka lat Tymek wraz z tatą dzielił swoje życie pomiędzy szpitalem a domem. Mama chłopca została w rodzinnym domu w Dębicy i opiekowała się siostrami chłopca, starszą Lilą i młodszą Milenką. Dzięki pomocy finansowej teściów, rodzinie Tymka udało się przetrwać najtrudniejsze momenty.
Rodzice chłopca rozpaczliwie szukali pomocy dla syna w Polsce i za granicą, ale poparzenia były na tyle rozległe, że nikt nie chciał się podjąć operacji. Kiedy chłopczyk skończył cztery lata, profesor Adam Maciejewski z Centrum Onkologii w Gliwicach przyjął małego pacjenta do siebie i rozpoczął przygotowania do skomplikowanej operacji przeszczepu zniszczonych narządów.
- Była godzina 13:52. Pamiętam, spokojny głos docenta Łukasza Krakowczyka. Usłyszałem, że jest dawca. Powiedziałem, że jesteśmy zdecydowani i bardzo byśmy chcieli, żeby ta operacja doszła do skutku – wspomina ojciec chłopca.
Operacja: 15 godzin, 35 specjalistów
Zespół profesora Adama Maciejewskiego dokonał pierwszego na świecie tak skomplikowanego przeszczepu. Operacja została przeprowadzona w marcu tego roku w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu. Trwała 15 godzin, a w ratowanie życia chłopca zaangażował się zespół 35 specjalistów.
- Ta wyjątkowość po pierwsze polegała na tym, że dotyczyła dziecka. Po drugie dotyczyła bardzo rozległego obszaru. Od podstawy szyi aż po nasadę języka. To wszystko było martwiczo, rozpływnie zmienione. Najistotniejsze było połączenie narządów szyi z jednoczesnym pobraniem i odroczonym przeszczepieniem komórek macierzystych szpiku. Po to, żeby w rok, dwa wytworzyła się kompozycja pomiędzy organizmem dawcy i biorcy, żeby można było zminimalizować albo odstąpić od immunosupresji – wyjaśnia prof. Adam Maciejewski, kierownik Kliniki Chirurgii Onkologicznej i Rekonstrukcyjnej Centrum Onkologii w Gliwicach.
Od operacji minęło siedem miesięcy. Czy można już powiedzieć, że przebiegła pomyślnie?
- Tak. Ale ciągły i stały proces rehabilitacji ma przywrócić ostateczną funkcjonalność i jakość życia. Tymek nigdy nie mówił, zapomniał, jak się odżywia przez usta. To nie tylko kwestia wyćwiczenia czy przywrócenia właściwej anatomii dróg pokarmowo-oddechowych, ale też odbudowa i stworzenie pewnych ośrodków w mózgu, które są odpowiedzialne za akt połykania, mowy – mówi prof. Adam Maciejewski.
Rehabilitacja Tymka odbywa się tak, jakby dotyczyła trzynastomiesięcznego dziecka.
- Nauka mowy jest od podstaw. Pomimo że Tymek wydaje dźwięki, to nie są to jeszcze dźwięki artykułowane. To nie są słowa. Ale widząc postępy, mamy nadzieję, że będziemy mogli do tego doprowadzić – uważa prof. Maciejewski.
- Mały rozumie, co się mówi, słyszy, widzi. Jego rozwój umysłowy w żadnym stopniu nie był zahamowany. Kiwnięciem głowy, tak lub nie, można budować komunikację. Wystarczy, że czasami Tymek wykona jakiś gest. Coś spróbuje naśladować - mówi ojciec Tymka.
Tymkowi można pomóc
Wypadek, który na całe życie okaleczył chłopca, był spowodowany źle zamkniętą butelką środka do udrażniania rur. Kontrola Inspekcji Handlowej w firmie produkującej chemię wykazała, że nie tylko butelka, którą bez problemu otworzył trzynastomiesięczny Tymek, ale cała partia, czyli ponad 1000 sztuk preparatu, nie była dokręcana do końca gwintu. Rok po wypadku sprawą o odszkodowanie zajął się wrocławski radca prawny. Mecenas wziął od rodziny pieniądze za prowadzenie sprawy. Zanim jednak postępowanie miało trafić do sądu, mecenas spotkał się producentem niebezpiecznego środka, aby zawrzeć ugodę. Po tym wydarzeniu zerwał kontakt z rodziną Tymka. Przestał odbierać od nich telefon i nie chciał zwrócić dokumentów. Dopiero skarga sądowa zmusiła mecenasa do zwrotu dokumentacji.
Choć za pierwszym razem mecenas odebrał od nas telefon i poprosił o późniejszy kontakt, to później, mimo wielu prób, nie udało nam się do niego dodzwonić.
Dzięki naszej pomocy sprawa Tymka trafiała do krakowskiej kancelarii prawnej. Mecenas Jolanta Budzowska rozpoczęła już starania o odszkodowanie dla chłopca.
- Tymoteusz może liczyć na jedno z najwyższych odszkodowań, jakie może zapaść przed polskim sądem. Jego krzywda jest ogromna. Nie ma tabel, reguł i przeliczników, w jaki sposób zrekompensować mu krzywdę, ale jeśli najwyższe zadośćuczynienia sięgają 1-1,2 mln zł, to na takie zadośćuczynienie zasługuje Tymoteusz - mówi Budzowska.
Wspólnie z nami możesz pomóc Tymkowi oraz innym podopiecznym Fundacji TVN. Wystarczy wysłać SMS na numer 7126 o treści POMAGAM (1,23 zł z VAT).
Historię Tymka przedstawiamy w ramach naszej corocznej świątecznej akcji na rzecz podopiecznych Fundacji TVN. W kolejnych reportażach kolejne dzieci opowiedzą o tym, z czym muszą zmagać się na co dzień. Warto pomagać!
SMS 7126 o treści POMAGAM (1,23 zł z VAT)Wspieram online bit.ly/2xyuSkb