Kiedy Violetta Villas, sześć lat temu wróciła z Magdalenki do rodzinnego Lewina, gmina cieszyła się, że gwiazda nada swoją sławą rozgłos miasteczku. Tymczasem od tej pory mówi się jedynie o problemach z psami. Artystka przestała panować nad wciąż zwiększającą się ilością psów. Dwa lata temu w Kłodzku zorganizowano koncert i aukcję, aby zdobyć pieniądze na wywóz zwierząt z przytuliska Villas. - Udało się wtedy wywieźć kilkadziesiąt sztuk psów – mówi Elżbieta Żytyńska ze Starostwa Powiatowego w Kłodzku. – Niestety, przy ostatnim transporcie gwiazda zablokował całą akcję i te zwierzęta u niej pozostały. Przytulisko znów rozrastało się, a Villas przestała panować nad zwierzętami. Psy zamieszkały w domu, rujnując go kompletnie. Artystka pod koniec grudnia przestała pojawiać się na podwórku, co zaniepokoiło jej szwagra.Wszyscy Państwo, którzy chcą pomóc Violetcie Villas, proszeni są o kontakt mailowy z redakcją. Nasz adres: uwaga@tvn.p - Przez okno zobaczyliśmy, ze siedzi tyłem do okna, ale nie było widać, czy żyje, czy nie – mówi Jan Mulawa, szwagier Violetty Villas. – Przyjechaliśmy ponownie z policją, policjant pchnął okno, ona się odwróciła, wstała. Policjant powiedział, ze skoro nie ma denata, to on nic tu nie ma do roboty. Poprosiła o lekarza, zadzwoniliśmy więc na pogotowie. Osłabiona i podrapana przez psy Villas trafiła do szpitala psychiatrycznego. - Spotkałem się z mamą po siedmiu latach, przez ten czas nie mieliśmy kontaktu – mówi Krzysztof Gospodarek, syn Violetty Villas. – Nie mieliśmy kontaktu ze sobą na jej życzenie. Mogę powiedzieć tylko tyle, ze potrzebna jej była pomoc medyczna i taka została udzielona. Kiedy pani Violetta trafiła do szpitala, jej wygłodzone psy zaczęły szukać jedzenia w okolicy. Wtedy do akcji wkroczyły władze starostwa. - To, co zastaliśmy na posesji było makabryczne – mówi Marek Szpak ze Starostwa Powiatowego w Kłodzku. – Leżały szczątki zwierząt, dom zniszczony był przez zwierzęta w ilości ponad 120, które wchodziły z zewnątrz do domu, które wszystko pogryzły, które prawdopodobnie przez kilka czy kilkanaście dni żyły. Posesją opiekuje się teraz garderobiana artystki. Wróciła tu po dwóch miesiącach. - Violetta jest najnormalniejszym człowiekiem – mówi Elżbieta Budzyńska, garderobiana Violetty Villas. – Przekazała mi w szpitalu oświadczenie, że przekazuje mi pod opiekę dom i zwierzęta. Czy chory psychicznie człowiek pisze i mówi o takich rzeczach? Wierzyła, że wróci do Magdalenki, ze odda zwierzęta. Ustawiłam dwa schroniska pod Warszawą. Ale ona zmieniła ostatnio zdanie, raz mówiła tak, raz mówiła nie. W ostatnich dniach mówiła mi, że chciałaby pójść do klasztoru, żeby mieć ciszę, spokój i żeby mogła się modlić. - Rozmawiałem wczoraj z jej rodziną i powiedzieli mi, że Wioletta była tak silną osobowością, że oni się po prostu jej bali – mówi Bohdan Gadomski, dziennikarz i przyjaciel Violetty Villas. – Kiedy do niej dzwonili, słyszeli tylko potok bardzo złych słów, rzucanie słuchawkami i byli przez nią bardzo poniżani, traktowani dosłownie, jak bydło. Mimo, że w Lewinie mieszka bliska rodzina Violetta Villas, artystka od dawna jest z nią skłócona. - Jak zobaczyłem, w jakich mieszka warunkach, brakło mi tchu – mówi Ryszard Cieślak, brat Violetty Villas. - Tak sobie ułożyła życie, tak zmarnowała karierę – mówi szwagier Violetty Villas. – I swój talent zmarnowała. A mogła być do dzisiaj, żyć i pytać się ile Lewin kosztuje. Czytaj również:Violetta Villas - Nigdy wam się nie zmienięZwierzęta Violetty Villas