Od hutnika do tancerza
Jan Kliment przygodę z tańcem zaczął dość późno, bo dopiero w wieku 17 lat. Mimo to osiągnął sukces. Aż pięciokrotnie zdobył tytuł mistrza Szwajcarii i dwukrotnie mistrza Czech w tańcach latynoamerykańskich. Był też finalistą Mistrzostw Europy. Obecnie trenuje młodych tancerzy i sędziuje w turniejach.
Droga Jana do tańca nie była jednak oczywista.
- Mój wyuczony zawód to hutnik. W zawodzie pracowałem dwa dni, potem pracowałem jako murarz, bardziej pomocnik murarza. Pracowałem tydzień, ale mi się to nie podobało. Stawialiśmy też kanalizację w różnych miastach, robiłem to tylko latem. A zimą pracowałem w kotłowni. Byłem kotłownikiem? – śmieje się.
Przygoda z tańcem zaczęła się od seansu w kinie.
- W kinie Petra Bezruče pierwszy raz zobaczyłem „Dirty dancing”, potem widziałem go ponad 30 razy. Zmieniło mi to życie. Powiedziałem sobie, że idę się nauczyć tańczyć i że chcę prowadzić kobiety, jak ten Patryk. Nie chciałem być świetnym tancerzem, chciałem umieć tak prowadzić kobiety – wspomina.
Popularność Janowi Klimentowi przyniósł program „Taniec z gwiazdami”, w którym uczył tańca i partnerował znanym polskim artystkom, takim jak Natasza Urbańska, Edyta Górniak czy Katarzyna Grochola.
- W którymś momencie stanął przede mną i powiedział: „Katka, ja miałem uczennicę, która ważyła 100 kg, mam uczennicę, która ma 87 lat, ale ciebie nie mogę nauczyć, bo ty taki opór stanowisz. Ty nie masz zaufania do partnera”. Trafił w sedno moich kłopotów w życiu. Myślę, że dał mi więcej, a przynajmniej tyle samo, ile 20 lat terapii – śmieje się Katarzyna Grochola.
Miłość, Czechy i Polska
Miłość do tańca połączyła Jana z żoną Lenką, która także jest znaną tancerką. Poznali się w szkole tańca w Czechach, skąd oboje pochodzą. Parą są od 12 lat, a od pięciu małżeństwem.
- Kocham go za to, że jest normalnym facetem, który dba, żebym czuła się bezpiecznie, żebyśmy mieli dach nad głową i jedzenie w lodówce. Zawsze robi mi niespodzianki, nie tylko w urodziny czy Dzień Kobiet, ale robi to z zaskoczenia – chwali Lenka Klimentová.
A jakie Jan ma słabości? Bez czegoś nie może się obyć?
- Bez piwka. Zastrzeli mnie, ale to jest piwko. Jest typowym Czechem – mówi Lenka.
Janek Kliment jest synem Słowaka i Czeszki. Urodził się w Słowacji, a wychował w Czechach, gdzie do dziś chętnie wraca. W Ostrawie mieszka cała jego rodzina.
- Jak przyjeżdżamy z Lenką do Czech, to zawsze mamy rodzinne spotkania i muszę powiedzieć, że tam odpoczywam. Nikt mnie nie zna, nikt mnie nie ocenia. I jest rodzina – wskazuje Kliment.
- W czasach kiedy zaczynałem tańczyć, to nie było takie modne. Tata się tego wstydził. Na zasadzie, dlaczego syn tańczy, jak może grać w hokeja albo w piłkę. Myśleli chyba, że jestem gejem. Ale jak zacząłem tańczyć z Vondrackovą, albo jak śpiewał Gott, a my w tle tańczyliśmy, to zaczął się tym chwalić – przywołuje.
W Czechach czy w Polsce? Gdzie Kliment czuje się w domu?
- Moje serce jest w Czechach, nie będę ukrywać, że jestem Czechem, ale teraz się to mocno zmienia. Jak mówimy z żoną, że jedziemy do domu, to mówimy, że jedziemy do Warszawy, a nie, że do Polski – wskazuje.
Jan powszechnie znany jest ze swojego pogodnego nastawienia, ale potrafi się wzruszyć.
- Mówi się, że chłopaki nie płaczą, ale to jest bzdura, każdy chłopak płacze, tylko każdy ma inną granicę. W każdym chłopaku jest dobre serce i z takim podejściem idę do ludzi i dlatego mam ten uśmiech. Chciałbym, żeby oni też się cieszyli z życia. Dlatego jestem nauczycielem tańca, bo chcę dawać ludziom radość z życia – kwituje.