Właściciele amstafa – matka z synem, mieszkają na radomskim osiedlu. Psa kupili kilka lat temu, jednak niedawno zdecydowali się go pozbyć. O pomoc poprosili dwóch znajomych mężczyzn, którzy skrupulatnie zaplanowali zamordowanie psa. - Chcieli uśpić psa. Ale weterynarz nie zgodził się. Więc postanowili inaczej załatwić sprawę. Pies dostał trzy razy siekierą. Krew poszła, ale dalej żył. Zajęli się chyba czymś innym i pies uciekł – mówi Magdalena Nowak. Zakrwawionemu i otumanionemu psu udało przedostać się przez ruchliwą drogę i dotrzeć do osiedla, na którym mieszkał. - Pies wracał bardzo pobity. Dwie dziury miał na głowie. Oko wytrzeszczone. Słaniał się. Wszedł do mnie do mieszkania – wspomina Izabela Woźniak. Pani Izabela wezwała straż miejską i pracowników schroniska dla zwierząt - Po przyjeździe na miejsce pies wyglądał strasznie. Miał krew w oczodołach, przecięty łuk brwiowy i łapę. Sprawa została przekazana policji – mówi Piotr Stępień, Straż Miejska w Radomiu. - Amstaf trafił do nas z obrzękami po pobiciu. To były obrzęki głowy, oczu prawie nie było widać – mówi Katarzyna Bajorska, lekarz weterynarii. - Dużo trzeba siły, żeby zabić takiego psa, bo to są silne psy – przyznaje Katarzyna Gromska, opiekunka psów. Dziennikarzom UWAGI! udało się znaleźć jednego z mężczyzn, który brał udział w pobiciu zwierzęcia. - Siedziałem i patrzyłem. Co mam powiedzieć. Sprawa będzie w sądzie. Jak on go pierwszy raz uderzył to go ogłuszył. Pies przewrócił się. A potem przypieprzył mu drugi raz, trzeci raz, czwarty raz. Pies się wyrwał i uciekł – opowiada oprawca - Jan Wlazło. Za znęcanie się nad psem mężczyznom grozi do dwóch lat pozbawienia wolności. Psem po wyleczeniu ma się zająć fundacja na rzecz zwierząt niechcianych, która ma znaleźć dla niego nowych właścicieli.