Odwołane wycieczki i stracone pieniądze

TVN UWAGA! 174557
To miały być wakacje marzeń: na wycieczki do Portugalii i Paryża nauczyciele z dwóch szkół na Opolszczyźnie czekali ponad rok. Niespodziewanie, na tydzień przed wyjazdem organizatorka odwołała wycieczki a oni nie odzyskali swoich pieniędzy. Co gorsza, okazało się, że Urząd Marszałkowski nie może uruchomić specjalnego funduszu gwarancyjnego, by im je oddać.

Nauczyciele z gimnazjum w Paczkowie mieli w czerwcu wyjechać do Portugalii. Pieniądze – ogółem 40 tys. zł – wpłacili już w lutym. Dwa dni przed wyjazdem, pilotka poinformowała ich, że nie była w stanie zabukować biletów lotniczych z jednego lotniska i grupa musi zostać podzielona: część osób poleci z Mediolanu, a część z Frankfurtu. W oba miejsca będą musieli dostać się sami. Nauczyciele byli mocno poirytowani. – We wtorek rano dostałam od pilotki telefon, że te emocje, zdenerwowanie nauczycieli, ona odbiera jako rezygnację z wycieczki. Zamarłam. „Przecież podpisaliśmy umowę, nikt z niczego nie rezygnował!”, mówiłam – relacjonuje dyrektorka Publicznego Gimnazjum w Paczkowie, Justyna Dziasek.

W tym samym czasie, ta sama pilotka przygotowywała wycieczkę do Paryża dla 55 nauczycieli ze Szkoły Mechanicznej w Nysie. Tamtejsi pedagodzy podpisali umowę na wyjazd dwa lata wcześniej! Przez cały ten czas, każdy z nich, co miesiąc, odkładał co miesiąc część pensji na wyjazd. Wycieczka kosztowała w sumie 80 tysięcy złotych. Pieniądze zostały wpłacone, a później powtórzył się scenariusz z Paczkowa: kilka dni przed wylotem pilotka poinformowała ich, że wycieczka się nie odbędzie. - Powiedziała, że ma ściśle poufną informację, że w terminie odbywania się wycieczki, w Paryżu, będzie ogłoszony alert antyterrorystyczny i ona nie jest w stanie zagwarantować realizacji pełnego programu – mówi Henryk Mamala, dyrektor Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Nysie.

To nie pierwsze kontrowersje z udziałem pilotki: w 2011 roku, jako przedstawicielka biura podróży w Opolu, koordynowała wycieczkę pracowników Elektrowni Opole do Portugalii. Pracownicy na miejscu dowiedzieli się, że nie mają zapłaconych hoteli ani lotów powrotnych. Właściciel biura do dziś bezskutecznie domaga się od prokuratury ścigania pilotki, bo to ona dysponowała pieniędzmi za wyjazd. A zniknęło wówczas ponad 85 tysięcy złotych. - Niestety nie ma na nią siły. Nie wiem, czy dlatego, że ma jakieś układy? Nie mam pojęcia – mówi Józef Słowik z biura podróży GLOB z Opola.

Anna P. działa w branży turystycznej od ponad 25 lat. Swoje biuro kilka lat temu zamknęła z powodu niewypłacalności. Klienci odwołanych wówczas wycieczek do dziś nie odzyskali swoich pieniędzy.

- W sądzie rejonowym toczyły się sprawy o zapłatę. W okresie od 2010 roku do dziś było ich 13. Wszystkie się zakończyły prawomocnymi wyrokami – mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Opolu, Waldemar Krawczyk .

Po zamknięciu swojej firmy kobieta wciąż działa w branży turystycznej. Tyle, że już nie jako właścicielka, a pracowniczka biura turystycznego. – Ja nie jestem organizatorką wycieczek! – zarzeka się w rozmowie z reporterką UWAGI!. O sprawie obu szkół mówi krótko: - Ponieważ każda ze stron ma swoje racje, kwestia została skierowana na drogę postępowania administracyjnego. Zastosuję się na pewno do rozstrzygnięć odpowiednich organów.

Również właściciel firmy z Prudnika nie jest rozmowny. - Sprawa jest u adwokata i żadnych wywiadów nie będzie – oświadczył.

Co mają zrobić nauczyciele? Polskie biura podróży od 2012 roku mają obowiązek zgłoszenia działalności w rejestrze Centralnej Ewidencji Organizatorów Turystyki i Pośredników Turystycznych oraz wykupić gwarancje ubezpieczeniowe na wypadek swojej niewypłacalności lub upadłości. Pieniądze z tych gwarancji są uruchamiane przez Urząd Marszałkowski, żeby zwrócić klientom koszty przerwanej wycieczki lub ściągnąć klientów z zagranicy. Biuro podróży, w którym pracuje obecnie pilotka, jest zgłoszone w rejestrze. Problemu nauczycieli to jednak nie rozwiązuje. - Podstawą do uruchomienia funduszu gwarancyjnego jest zaświadczenie od właściciela biura turystycznego o jego niewypłacalności. W tym przypadku właściciel twierdzi, że dalej prowadzi działalność gospodarczą - mówi Arkadiusz Kuglarz, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego w Opolu

W tej sytuacji poszkodowani nauczyciele zdecydowali się pójść do sądu. I mimo, że pilotka twierdzi, że pieniądze zostaną oddane - rozważają wytoczenie jej sprawy karnej o wyłudzenie pieniędzy. - Pani ma chyba taką metodę, że ściemnia i ze wszystkich robi wariatów – nie kryje irytacji Dziasek.

Nauczyciele zdecydowali też, że po upłynięciu terminu wezwania do zapłaty, sami złożą wniosek o upadłość firmy z Prudnika.

podziel się:

Pozostałe wiadomości