13 lat temu stracił żonę i córki, teraz odzyska majątek

TVN UWAGA! 4055400
TVN UWAGA! 4055400
Po trwającym dziesięć lat procesie Sąd Okręgowy w Koszalinie stwierdził, że Leszek Jeger, którego żona i córki zostały zamordowane w 2003 roku, w całości odziedziczy dom, w którym doszło do zbrodni.

Spór w sądzie dotyczył tego, ilu dokładnie jest spadkobierców majątku po żonie pana Leszka. Jeżeli okazałoby się, że zarówno kobieta, jak i jej córki zmarły jednocześnie, wtedy spadek dziedziczyłaby także rodzina żony pana Leszka. Jeżeli zaś sąd uznałby, że kobieta zmarła najpierw, a dopiero potem zabite zostały jej córki, wtedy jedynym spadkobiercą byłby pan Leszek.

Pierwszy scenariusz przyjął Sąd Rejonowy w Koszalinie - w grudniu 2015 orzekł, że dziedziczyć będzie także rodzina kobiety. Jednak po apelacji Sąd Okręgowy zmienił tę decyzję, uznając że pierwszą ofiarą była Beata Jeger, a jej córki zmarły później.

Niesłusznie posądzony o zlecenie zabójstwa

Do zbrodni doszło 13 lat temu w gospodarstwie agroturystycznym należącym do rodziny Jegerów. Latem 2003 roku w mediach zrobiło się głośno o zaginięciu żony i córek Leszka Jegera, po kilku miesiącach odnaleziono ich ciała zakopane kilkaset metrów od domu.

Zabójcami okazali się pracownik gospodarstwa Rafał J. i jego znajomy Andrzej K. Według sądu mężczyźni udusili kobietę, a następnie jej dwie córki: 11 letnią Biankę oraz 9 letnią Laurę. Motywem zbrodni był rabunek. Zabili, żeby ukraść rzeczy osobiste, samochód i pieniądze - łączna wartość łupu to ok 20 tys. złotych.

Następnie Rafał J. odpowiedzialnością próbował obciążyć ojca zamordowanych dziewczynek, w wyniku czego Leszek Jeger trafił do aresztu na 11 miesięcy. Zarzucano mu, że zlecił zabójstwo rodziny. Ostatecznie prokuratura i sąd bez żadnych wątpliwości uznały, że Leszek Jeger jest niewinny, a prawdziwi sprawcy zostali skazani na kary dożywotniego więzienia.

Życie w domu, w którym doszło do zbrodni

Leszek Jeger ze swoją obecną żoną Urszulą nadal mieszka w domu, gdzie popełniono zbrodnię. Codziennie muszą mijać miejsca, w których mordercy zabijali swoje ofiary: kotłownię i pokój córek mężczyzny. Twierdzą, że nie chcą tu mieszkać, ale nie mają innego wyjścia.

Leszek Jeger zapewnia, gdyby tylko mógł, pozbyłby się domu. Tego jednak dotychczas nie mógł zrobić, bo przed sądem przez wiele lat trwała sprawa spadkowa. Początkowo proces był zawieszony ze względu na trwające postępowanie karne.

Długie wyjaśnienia

Kiedy jednak sześć lat temu sąd karny wydał prawomocny wyrok, sąd cywilny zignorował jego ustalenia, przez kolejne lata domagając się od Jegera podania daty i godziny, a także kolejności śmierci najbliższych. Gdy w grudniu 2015 roku sąd w sprawie majątkowej uznał, że żona i córki Leszka Jegera zmarły jednocześnie, mężczyzna mówił:

- Tak się może zdarzyć, kiedy dochodzi do katastrofy lotniczej. Ale w tym przypadku?

Podkreślał, że sąd karny precyzyjnie określił, jak wyglądała masakra w domu. - A sąd rejonowy w Koszalinie ma swoje zdanie na ten temat - dodał. Oznaczało to, że poza nim w kręgu spadkobierców znaleźli się też członkowie rodziny jego zmarłej żony.

Odziedziczy wszystko

Leszek Jeger odwołał się od wyroku. Sąd Okręgowy w Koszalinie zmienił wyrok sądu pierwszej instancji, uznając, że Leszek Jeger dziedziczy cały majątek po zmarłej rodzinie.

- Sąd nie przyjął zasady jednoczesnej śmierci. Uznał, że majątek po zmarłej żonie i córkach dziedziczy w całości pan Jeger – mówił dziennikarce Uwagi! sędzia Sławomir Przykucki, rzecznik Sądu Okręgowego w Koszalinie.

Wyrok jest prawomocny.

Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem - czekamy na Wasze zgłoszenia. Wystarczy w mediach społecznościowych otagować swój wpis (z publicznymi ustawieniami) #tematdlauwagi. Monitorujemy sieć pod katem Waszych alertów.

podziel się:

Pozostałe wiadomości