Zrobił zdjęcie chorej córce i zarzucono mu eksperymentowanie na dziecku. "Nie ma dowodów"

Zarzucono mu eksperymentowanie na córce
Zarzucono mu eksperymentowanie na córce
Zrobił zdjęcie chorej córce i zarzucono mu eksperymentowanie na dziecku
Zrobił zdjęcie chorej córce i zarzucono mu eksperymentowanie na dziecku
Duże ilości leków w domu, wkłucia na ciele i podejrzenia wykonywania eksperymentów medycznych. Prokuratura zarzuciła ojcu 5-letniej dziewczynki, chorującej na cukrzycę typu 1, że znęcał się nad dzieckiem. Mężczyzna trafił do aresztu. Adwokatka, którą przydzielono panu Marcinowi twierdzi, że nie ma na to dowodów.

Pan Marcin od miesiąca przebywa w areszcie. Prokuratura stawia mu bardzo poważne zarzuty. Według śledczych, ojciec zajmujący się 5-letnią córką, która ma cukrzycę typu 1 i jest podłączona do pompy insulinowej, mając przeszkolenie w zakresie podawania jej insuliny, miał dopuszczać się nadużyć medycznych, wykonując niedozwolone zabiegi.

- Podejrzany, pomimo braku wykształcenia lub uprawnień medycznych, bez kontroli lekarskiej, dokonywał zabiegów medycznych na ciele 5-letniej córki, co wywołało u dziecka strach i ból – mówi Małgorzata Halikowska z Prokuratury Rejonowej w Legnicy. I dodaje: - W sposób realny naraził małoletnią na utratę zdrowia, a nawet życia.

Prokuratura nie ujawnia, jakie konkretnie zabiegi medyczne ojciec wykonywał bez uprawnień.

Zarzuca mu także, że gromadził ogromne ilości leków niewiadomego pochodzenia. Miał je kupować też przez internet. W mieszkaniu było też dużo sprzętu medycznego i odpadów medycznych. Wszystko to zostało zabezpieczone przez śledczych.

- Było mnóstwo leków w szafie, ale to nie było na miesiąc-dwa, tylko na dłużej, na kilka miesięcy – tłumaczy pani Mariola, matka dzieci.

- [Mój mąż – red.] robił wkłucia, tam gdzie w drenie płynie insulina. Zdarzało się, że użyliśmy ze dwa razy glukagonu, ale to jest lek, który ratuje dziecku życie – dodaje kobieta.

Pani Mariola zapewnia, że jej mąż nie podawał ich córce żadnych innych leków.

Pomoc od fundacji z Legnicy

Pani Mariola i jej mąż zajmowali się chorą córką i wychowywali jeszcze 7-letniego syna. Wcześniej oboje pracowali, zarabiali na dom. Teraz utrzymują się ze świadczenia pielęgnacyjnego pobieranego na chore dziecko i świadczeń 500+. Większość pieniędzy mieli wydawać na leczenie córki.

Było im ciężko, dlatego ojciec dziewczynki zdecydował się poprosić o pomoc jedną z legnickich fundacji. Już po kilku dniach jej wiceprezeska odwiedziła rodzinę.

- Pan Marcin dużo się uśmiechał i był spokojny w stosunku do dzieci. Widać było, że te dzieciaki do niego lgnęły, nie bały się. To widać, gdy dziecko dobrze czuje się z rodzicem. I tu to widziałam, że te dzieci po prostu swojego tatę uwielbiają – opowiada Karolina Kopeć-Błąkała, wiceprezeska fundacji.

- [Podczas wizyty – red.] pan Marcin pokazał mi odpady medyczne. Było tego bardzo dużo. Wtedy mi powiedział, że potrzebuje finansów na to, żeby je utylizować. Chodziło o około 1000 złotych miesięcznie – dodaje Kopeć-Błąkała.

Zdjęcie, które wzbudziło niepokój

By zarejestrować dziewczynkę jako podopieczną, fundacja oprócz zaświadczeń o schorzeniu, które ojciec przekazał już wcześniej, potrzebowała też opisu choroby i potrzeb dziecka, a także fotografii. Ojciec dziewczynki wykonał kilkanaście zdjęć i je wysłał.

- Widać na zdjęciu, że są dwa wkucia, bo jeśli zakładamy nowe wkucie raz na trzy dni, tamto stare musimy jeszcze przez dwie godziny trzymać. Jest pompa [insulinowa - red.] na talii, są pozostałe „kabelki”. Są plastry, jest niby kroplówka – opisuje pani Mariola.

Kobieta dodaje, że na co dzień, kiedy zakładają córce pompę, dziewczynka tak nie wygląda.

- Mąż po prostu zrobił takie zdjęcie, żeby uzyskać pomoc, żeby wzbudzić litość. Niestety, skutek był odwrotny. Zrobili z nas ludzi, którzy znęcają się nad córką – tłumaczy matka 5-latki.

Wiceprezeska fundacji po otrzymaniu zdjęć nie była nimi zaniepokojona. Trzykrotnie odwiedziła rodzinę. Na początku ilość leków w mieszkaniu też nie wzbudziła jej podejrzeń. Mocno zaniepokoiły ją jednak wiadomości, które dostała od ojca dziewczynki. Mówiły o krytycznym stanie dziewczynki i uszkodzonej pompie.

Właśnie dlatego pokazała zdjęcie 5-latki jednej z lekarek. Oprócz strzykawek, wielu drenów i plastrów na ciele dziecka, na zdjęciach widoczna była też sól fizjologiczna w kroplówkach.

- Nie jestem lekarzem, ale byłam z tymi zdjęciami u lekarza i to lekarze powiedzieli, że to, co jest tutaj widoczne na zdjęciach, to wygląda na eksperymenty medyczne – mówi kobieta.

Ojciec został aresztowany

Po tej informacji wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Wiceprezeska fundacji powiadomiła sąd i ośrodek pomocy społecznej. Rodzinie została założona Niebieska Karta. Potem sąd wydał postanowienie o umieszczeniu dzieci w pieczy zastępczej. Od razu wszczęto też sprawę o odebranie rodzicom praw rodzicielskich. Kilka dni później ojca dzieci aresztowano.

Według adwokatki, która go reprezentuje, sprawy od początku nie wyjaśniano prawidłowo.

- Te zdjęcia mogą stanowić dowód, ale absolutnie nie można z niech wysnuć wniosku, co do tego, że ojciec w nieprawidłowy sposób dokonuje czynności przy dziecku, a już tym bardziej, że znęca się nad tym dzieckiem – przekonuje Katarzyna Podburaczyńska, adwokatka.

- Dzieci często pytają, gdzie jest tata, kiedy wróci, bo przecież nic złego nie zrobił – mówi pani Mariola.

Zepsuta pompa insulinowa?

Kolejną wątpliwość rodzą ustalenia prokuratury dotyczące uszkodzonej pompy i braku jej wymiany. To miało doprowadzić nie tylko do pogorszenia stanu zdrowia dziewczynki, ale też zagrażało jej życiu.

Dziecko w ramach pieczy zastępczej najpierw trafiło do szpitala we Wrocławiu i tam zostało zbadane. 17 lipca szpital, w którym przebywało dziecko, wystawił zaświadczenie, że w chwili przyjęcia na oddział dziewczynka była w stanie „ogólnym dobrym”.

- Nie dysponuję takim zaświadczeniem. Uzyskałam pisemną informację ze szpitala, mówiącą zupełnie coś innego. Nie był stan „dobry”, tylko stan „zagrażający życiu”, dlatego że była podpięta pod pompę insulinową, która nieprawidłowo działała – mówi Małgorzata Halikowska z Prokuratury Rejonowej w Legnicy.

Dodaje, że pompa została natychmiast wymieniona.

- Ustaliłam, że dopiero 4 sierpnia doszło do wymiany tej pompy insulinowej. Jeżeli ta dziewczynka funkcjonowała z tą wcześniejszą pompą przez ten czas – zepsutą, jak wskazuje prokuratura – to trzeba sobie zadać pytanie, czy w takim razie przez cały ten okres dziewczynka znajdowała się w stanie zagrożenia zdrowia i życia, które próbuje się przypisać jej ojcu? – pyta mec. Katarzyna Podburaczyńska.

„Zastosowano działania przedwcześnie”

Dla pani Marioli cała ta sytuacja to prawdziwy koszmar. Nie śpi, nie je, martwi się o dzieci, ale i o męża, który choruje na nowotwór.

- Jeśli chodzi o jego stan zdrowia, to niestety był incydent z krwiopluciem. Cała toaleta i podłoga były we krwi. Pojawiła się tam pielęgniarka z funkcjonariuszami. Kazali mu się napić wody, żeby sprawdzić, czy nie udaje. No ale chyba nic mu nie zaordynowano – opowiada mec. Katarzyna Podburaczyńska.

- Jeżeli się okaże, że moje podejrzenia, moje zaniepokojenie tą sprawą, były nieprawidłowe i nieprawdziwe, to z taką szczerością, z jaką do ludzi podchodzę, przeproszę tę rodzinę i będę prosiła o to, żeby mi wybaczyli – deklaruje Karolina Kopeć-Błąkała, wiceprezeska legnickiej fundacji.

- Należało to wyjaśnić, nikt tego nie kwestionuje. Nie w tym tkwi problem. Problem tkwi w tym, że zastosowano działania przedwcześnie i to działania absolutnie nieadekwatne – ocenia mec. Podburaczyńska.

Ojciec dzieci został już przebadany przez biegłych psychiatrów. Prokuratura nie ujawnia jednak wyników badania, wciąż czeka też na inne opinie. Analizowana jest również dokumentacja medyczna, która razem z lekami i sprzętem została zabezpieczona przez śledczych.

Adwokatka mężczyzny złożyła zażalenie na areszt. Sąd już je rozpatrzył i mężczyzna kilka dni temu wyszedł na wolność.

Odcinek 7221 i inne reportaże Uwagi! można oglądać także w serwisie vod.pl oraz na player.pl

Autor: Uwaga! TVN

podziel się:

Pozostałe wiadomości