Piotr S., nazywany ”wampirem z Sosnowca”, za gwałt sprzed ponad dziesięciu lat dostał wyrok sześciu lat więzienia. Za wzorowe sprawowanie wyszedł po czterech latach. Uznano, że został zresocjalizowany. Rok po opuszczeniu Zakładu Karnego Piotr poznał Dorotę, przedszkolankę z wyższym wykształceniem. Pobrali się, urodziła im się córka. Pracował jako tokarz w zakładach metalowych, był wzorowym ojcem i mężem. - Grzeczny, spokojny chłopak – mówi sąsiad. – Chodził na spacery z żoną i córką. - Był zakochany w swoje córce, bardzo opiekuńczy – mówi kolega z pracy. – Do momentu zatrzymania miałem o nim jak najlepszą opinię. Jednak ten spokojny, zwyczajny człowiek prowadził podwójne życie. Ani więzienie, do którego trafił za gwałt, ani nadzór kuratora nie zmieniły go. We wrześniu 2002 r. Piotr S. napadł w biały dzień, w peryferyjnej części miasta Monikę B, 25-letnią ekspedientkę. Jak wynika z wizji lokalnej zaatakował ją od tyłu, zgwałcił, a potem udusił. Zwłoki dziewczyny znaleziono miesiąc później na miejskim trawniku. Rok później, w październiku 2003 r. gwałciciel zaatakował Eulalię G., dozorczynię w żłobku. Kilkaset metrów od jej domu wciągnął ją w krzaki i zgwałcił. - Cechą charakterystyczną jego napaści była brutalność, złamał ofierze kręgosłup i zgwałcił – mówi Tadeusz Tadla z Prokuratury Okręgowej w Katowicach. Ostatnią ofiarą ”wampira z Sosnowca” była 20-letnia studentka Politechniki Śląskiej Iwona Ż. Zaatakował ją kilkaset metrów od domu, w którym mieszka jego siostra. Piotr S. odprowadził siostrę, wracając do domu zauważył dziewczynę. - Z zeznań Piotra S. wynika, że ofiary wybierał przypadkowo – mówi Grzegorz Wierzbicki z Komendy Miejskiej Policji w Sosnowcu. – Szedł, widział jakąś kobietę i nie potrafił opanować złości, która w nim tkwiła. Napadał na nią, by wyładować agresję. Po gwałcie na studentce, który spowodował u niej poważne obrażenia dróg rodnych i konieczność przeprowadzenia dwóch skomplikowanych operacji ginekologicznych, Piotra S. udało się ująć. Najbardziej zszokowana była żona – nigdy nawet przez moment nie przypuszczała, że to jej mąż jest osławionym „wampirem”. - To moja osobista tragedia – mówi. – Ja się już tyle wycierpiałam. Po co jaj mam to znów rozdrapywać? Ja chcę teraz żyć tylko dla dziecka. Zszokowane, choć wcale nie przygnębione, są pracownicy biura kuratora sądowego, które nadzorowało Piotra S. po wyroku sprzed ponad 10 lat. Nadzór został zakończony w 1998 r. Dlaczego? - Skoro wtedy nadzór zakończyliśmy, to widać były po temu powody – mówi Jadwiga Jendraszczak, kierownik zespołu kuratorów sądowych z Sądu Rejonowego w Dąbrowie Górniczej. – Nie mam sobie nic do zarzucenia, mój zespół pracuje bardzo dobrze. Wydaje się jednak, że powody, dla których kurator zakończył nadzór nad Piotrem S. powinny skłonić panią kierownik do przemyśleń. W raportach kuratora znaleźć można informację, że na ogół nie mógł swojego podopiecznego zastać w domu. I choć mógł wnioskować o odwieszenie wyroku. Ten jednak zakończył dozór, uznając, bez podstaw, że Piotr S. nie jest już niebezpieczny. Prokuratura nie wyklucza, że z osobą Piotra S. można powiązać jeszcze kilka innych, dotąd niewyjaśnionych gwałtów i zabójstw na tle seksualnym, dokonanych na terenie Zagłębia i Śląska. Prokuratura i policja apeluje do świadków i pokrzywdzonych, którzy rozpoznają Piotra S. o zgłaszanie się do nich.