Krzysztof Leski zginął w noc sylwestrową.
- Ktoś, komu Krzysztof starał się pomóc, poderżnął mu gardło – ubolewa Anna Morka, znajoma Leskiego.
6 stycznia policja zatrzymała podejrzanego o zabójstwo.
- Do policjantów podszedł około 30-letni mężczyzna. Powiedział, że być może jest poszukiwany, że ma niezapłaconą grzywnę za wykroczenie. Chciał się zorientować jak wygląda jego status w systemie policyjnym. Policjanci poszli z 30-latkiem na posterunek. Mężczyzna został sprawdzony w systemie. Wbrew jego obawom nie był poszukiwany. Poinformowany o tym popatrzył w okno i powiedział: „To oni jeszcze o tym nie wiedzą”. Pytany przez policjantów, o czym nie wiedzą, unikał odpowiedzi. Ale pod wpływem pytań w końcu oświadczył: „Zabiłem przyjaciela” – opowiada młodszy inspektor Sebastian Gleń, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Z oględzin miejsca zdarzenia wynika, że ciało Leskiego było ułożone w łóżku. Dziennikarz miał ranę ciętą szyi.
- Nie stwierdzono śladów obrony, jakiejś przemocy, czy walki – mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
50 różnych redakcji
Krzysztof Leski był dziennikarzem prasowym, radiowym i telewizyjnym. Jak sam napisał na swoim blogu pracował dla 50. różnych redakcji.
- Jestem wstrząśnięta tym, co się stało. Myślę, że wiele osób jest wstrząśniętych. Wszyscy wspominają go z laptopem, on pierwszy miał nowoczesny sprzęt. Wspominają jego wąsik, urok osobisty – wylicza Monika Olejnik.
Dziennikarka zwraca uwagę, że Leski był „zwariowanym i bardzo pracowitym człowiekiem”.
- Największe wrażenie zrobił na mnie podczas wizyty w Stanach z Lechem Wałęsą. Krzysztof wysyłał depesze chyba do 30. redakcji w całej Polsce. Pamiętam, ze kłóciliśmy się, że zabiera telefon i nie możemy porozmawiać ze swoimi redakcjami. Był niezwykle zdolny. Miał łatwość pisania. Był też dobrym człowiekiem.
Krzysztof Leski zaczynał pracę w gazetach związanych z „Solidarnością”. Po wprowadzeniu stanu wojennego został internowany. Potem był dziennikarzem i korespondentem „Gazety Wyborczej”. Następnie pracował w Telewizji Publicznej. Był też korespondentem „The Daily Telegraph” i BBC. Jako reporter pracował w Sejmie.
- My, młodzi reporterzy zazdrościliśmy mu znajomości, on z politykami opozycji demokratycznej w PRL był po imieniu. Chodził po Sejmie z kostką BBC. To było naprawdę coś – wspomina Anna Godzwon, była dziennikarka Polskiego Radia.
- Szukałem dziennikarzy, którzy będą chodzić własnymi drogami i w swój własny sposób patrzyć na pewne rzeczy. Krzyś Leski był taka osobą. Potrafił też dotrzeć do ludzi do których inni nie potrafili dotrzeć. Do ludzi, którzy w tamtym czasie prowadzili politykę. To był dla redakcji bardzo cenny nabytek. Wiele mediów zagranicznych, które przyjeżdżało zrobić jakiś materiał wykorzystywało jego znajomość życia politycznego. Miał swoją markę – mówi Robert Kozak, były szef polskiej sekcji BBC.
Ojciec
Krzysztof Leski był synem Kazimierza Leskiego, pseudonim „Bradl”. Podczas II wojny światowej jego ojciec działał w kontrwywiadzie Armii Krajowej. Zasłynął tym, że przebrany ze oficera niemieckiego wykradł dokumentację umocnień Wału Atlantyckiego.
- Nie jestem w stanie pojąć jak on wychodził z tych wszystkich opresji. W jaki sposób potrafił zachować kamienną twarz, w sytuacji, kiedy każdy najmniejszy błąd językowy mógł się skończyć plutonem egzekucyjnym – mówił Krzysztof Leski kilka lat temu wspominając ojca.
Krzysztof swojego ojca poznał dopiero mając 18 lat.
- On się ciągle mierzył z legendą swojego ojca. Ojciec w jego duszy był drzazgą. To nie jest tak, że on się go wyrzekł, on go pominął. To był człowiek w typie Jamesa Bonda. Bond nie miewa dzieci i nie zmienia im pieluszek. Nie wyobrażamy sobie go w tej roli. Taki był ojciec Krzyśka, pominął to, że ma dziecko – mówi Ewa Siedlecka z „Polityki”.
Krzysztof Leski rozstał się z żoną i starał się wychowywać dzieci. Jakiś czas temu stracił pracę, zachorowała też jego matka. To wszystko spowodowało, że zamknął się w domu, a ze światem porozumiewał się tylko za pomocą komputera.
- Nie wydaje mi się, żeby Krzysztof się pogubił w życiu, wręcz przeciwnie, on szedł cały czas swoją drogą i cały czas udowadniał, że ma rację. Cały czas nie umiał mówić, czego potrzebuje i jakiej pomocy oczekuje. Pół roku temu zadzwoniłam do niego, żeby zamówić tekst do Newsweeka, a on powiedział, że bardzo dziękuje, że chciałby napisać, bo potrzebuje pieniędzy, ale chyba nie jest w stanie. Nie jest w stanie się skupić, bierze leki. Był bardzo szczery w tym, co mówił – wspomina Renata Kim z „Newsweeka”.
Krzysztof skupił się na opiece nad ciężko chorującą matką.
- Chyba nigdy nie widziałam takiej relacji matka-syn, że ktokolwiek byłby tak blisko – zwraca uwagę Anna Marka, znajoma Krzysztofa Leskiego.
- Myślę, że bardzo traumatycznym wydarzeniem był jego rozwód. Utrata pracy w BBC. I myślę, że też wyjazd córki do Szkocji – mówi Jan Morka, przyjaciel Leskiego.
- Krzysztof był bardzo związany z dziećmi. On się zapadł i popadł w depresję, w skrajnej formie. On wręcz miał problem z wyjściem do kuchni. Z osoby niesamowicie zaradnej, robiącej 80 rzeczy na raz, stał się osobą jakby bezwolną – dodaje Morka.
„Odzyskałem wiarę w sens życia”
Pod koniec zeszłego roku Krzysztof trafił do szpitala psychiatrycznego. To tam poznał Łukasza, razem z nim i dwoma innymi mężczyznami zamieszkali w mieszkaniu matki Krzysztofa. Po pewnym czasie w mieszkaniu został jedynie Łukasz.
- Myślę, że brak mu było ludzi. To była taka namiastka ludzi, którzy zaczęli bywać w tym domu i pomieszkiwać nim. To było szukanie kontaktu – uważa Morka.
Nic nie zapowiadało tragedii. Na kilkanaście godzin przed śmiercią Krzysztof na swoim blogu zamieścił optymistyczny wpis: „Wbrew wielu szczegółom, odzyskałem wiarę w sens życia będącego czymś więcej niż codzienną wegetacją”.
Niewiele wiadomo o młodym mężczyźnie, który zamieszkał u Leskiego.
- Wiem, że jest gdzieś spod Szczecinka i powiedział, że nie może wrócić w miejsce z którego przyjechał. Chciał popełnić samobójstwo i próbował rzucić się pod pociąg. To są informacje od Krzysztofa – mówi Anna Morka.
- Był miłym człowiekiem. Bardzo uczynny, chętny. Zajmował się i domem i Krzysztofem. To mieszkanie zawsze było wysprzątane. Lodówka była pełna. Było ugotowane jedzenie, obiad – dodaje Morka.
Łukasz B. po przesłuchaniu przyznał się do zarzutu zabójstwa.
- Na tym etapie postępowania nie znamy motywów wobec odmowy wyjaśnień przez podejrzanego. Może na późniejszym etapie zdecyduje się złożyć wyjaśnienia – mówi prokurator Łukasz Łapczyński.