Zmarł po wyjściu z karetki

TVN UWAGA! 3630320
TVN UWAGA! 138667
Pogotowie ratunkowe z Kwidzyna wysadziło chorego z rozbitą głową, w nocy, na śliskiej drodze, kilometr od domu. Ta decyzja ratowników kosztowała życie pana Romana. Mężczyzna konał kilka godzin, bo nie zdołał przejść dystansu, który karetce zająłby kilka minut.

- Znaleźliśmy pana Romana, leżał na drodze. Było bardzo dużo krwi. Staraliśmy się go podnieść, ale pijanego trudno unieść. Jak oświetliliśmy go latarką, było widać, że ma rozciętą głowę. Zadzwoniliśmy na pogotowie. Opatrzyli go i o własnych siłach wszedł do karetki. Zabrali go – mówi Andrzej Marzec, znajomy Romana Rulki. 40-letni Roman Rulka trafił na oddział ratunkowy w Kwidzynie około g. 1 w nocy. Ok. g. 3 został przebadany, opatrzony i wypisany ze szpitala. Karetka zawiozła go do rodzinnej miejscowości. - Karetka dojechała i go zostawiła. Szedł dalej na wioskę – mówi Antoni Andrzejewski, mieszkaniec Laskowic. Roman Rulka wysiadł z karetki ok. g. 4 w centrum Laskowic. Do pokonania miał jeszcze długą drogę do domu. Po kilkuset metrach poślizgnął się, upadł i prawdopodobnie stracił przytomność. Kilka godzin później znalazł go sąsiad. Ale na pomoc dla konającego mężczyzny było już za późno. Dlaczego pogotowie wysadziło kilometr od domu oszołomionego mężczyznę w środku nocy, na śliskiej drodze? Szpital w Kwidzynie twierdzi, że poszedł na rękę pacjentowi, a karetka podwiozła go do Laskowic przy okazji transportu innej chorej. - Na wniosek pacjenta lekarz zlecił przewóz do domu karetką, która w tym czasie miała kurs do Prabut. Normalnie czekałby do rana na szpitalnym oddziale ratunkowym na kogoś z rodziny lub na autobus. Bo ze względu na dobry stan ogólny przewóz mu nie przysługiwał. Na własne żądanie został wysadzony 500 metrów od miejsca zamieszkania. Na pytanie, dlaczego tam, odpowiadał, że nie jest ubezwłasnowolniony. Nie będę komentował, to jest oświadczenie wydane przez dyrekcję – powiedział Grzegorz Kurowski, dyrektor szpitala w Kwidzynie. - Uważam, że wszystko było w porządku. Procedura wyczerpana. Pacjent został zaopatrzony, przebadany – dodaje Leszek Czarnobaj, prezes szpitala w Kwidzynie. Sprawą śmierci mężczyzny zajęła się prokuratura. Ale z powodu błędu śledczych rodzinę czeka kolejny koszmar. Dyżurna prokurator nie zleciła sekcji zwłok, dlatego w najbliższych dniach dojdzie do ekshumacji. Jeśli śledztwo potwierdzi, że pracownicy szpitala w Kwidzynie nie dopełnili obowiązków, grozi im rok więzienia. Szpital w Kwidzynie zapowiedział już zmianę procedur dotyczących transportu chorych.

podziel się:

Pozostałe wiadomości