Ziemia Piskorskiego

Eurodeputowany Paweł Piskorski i jego żona kupili ponad 300 ha ziemi pod zalesianie za około 1 mln 200 tys. zł. Na unijnych dopłatach do niej mogą zarobić blisko 9 mln zł.

- Rolnictwo i leśnictwo nie miało nigdy styku z moją działalnością polityczną. Dlatego uznałem, że jest to działalność, którą mogę prowadzić w sposób czysty i daleki od polityki - powiedział Paweł Piskorski, eurodeputowany. Innego zdania byli jednak partyjni koledzy Pawła Piskorskiego. Za zamieszanie z zakupem ziemi na Pomorzu został usunięty z Platformy Obywatelskiej. Paweł Piskorski twierdzi jednak, że nie ma nic kontrowersyjnego ani w tym, że kupił ziemię, ani w tym, jak zdobył na nią pieniądze. - Parlamentarzyści europejscy bardzo dużo zarabiają. Dochód miesięczny po opodatkowaniu to jest 11 tys. 400 euro – mówi. Widząc dochody Pawła Piskorskiego nie można mieć wątpliwości co do pochodzenia pieniędzy przeznaczonych na zakup 300 ha ziemi na Pomorzu. Inwestycja ta spotkała się jednak z niezadowoleniem okolicznych rolników, których nie było stać na taki wydatek. Rolnicy chętnie powiększyliby swoje gospodarstwa o mniejsze kawałki ziemi - Przychodzi ktoś z większymi pieniędzmi, jest przetarg, ktoś licytuje. W pewnym momencie rolnika już na to nie stać i odpada z tego przetargu – mówi Michał Voss. Pretensje rolników nie są jednak w pełni uzasadnione. Dwa lata temu Agencja Nieruchomości Rolnych wystawiając na sprzedaż ziemię oferowała ją najpierw rolnikom w przetargu ograniczonym, w małych około 20-to hektarowych kawałkach i większych ponad 100-tu hektarowych. Ponieważ nie było chętnych, w drugim nieograniczonym już przetargu wszystko kupiła żona Pawła Piskorskiego. - Na terenie gminy było sporo lepszych gruntów i na nie rolnicy zwrócili swoją uwagę. A ta ziemia umknęła ich uwadze – uważa Jerzy Żuk, wójt gminy Tychowo. Wiele wątpliwości budzi też fakt, że ziemia kupiona przez małżeństwo Piskorskich jest teraz zalesiana przez więźniów wynajętych z Zakładu Karnego w Starym Bornym. Skazanych zatrudniła firma zajmująca się uprawą szparagów. Firma ta została następnie wynajęta do sadzenia lasu przez pełnomocnika Pawła Piskorskiego. - Dyrektor podpisał umowę z właścicielem gospodarstwa szparagowego. Ten rozszerzył działalność na sadzenie lasu informując dyrektora o tym. Nie popełniono tu żadnego błędu, nie złamano prawa – tłumaczy kpt. Luiza Sałapa z Centralnego Zarządu Służby Więziennej. Kolejny z zarzutów formułowanych przeciwko inwestycji Pawła Piskorskiego, dotyczy przeprowadzonej przez niego wycinki samosiejek. Drzewa wyrosły na nie uprawianej od lat ziemi kupionej przez polityka. - Wszystko było można wyciąć. Brzozy samosieje zostały pocięte broną talerzową, przeorane i w ten sposób przywrócono tej ziemi wartości typowo rolniczą – dodaje Jerzy Żuk. O co więc chodzi? Jaki jest przedmiot sporu? Pieniądze, co przyznają sami rolnicy. To jednak nie zraża Pawła Piskorskiego. - Mój majątek jest na poziomie 2 – 2,5 mln zł, w zależności od tego, za ile mógłbym spieniężyć swój majątek. Każdy biznes, który robiłem od początku lat 90, nie był związany z polityką. Co jest złego w tym, że dobrze sprawuję swój mandat publiczny, a jednocześnie coś mogę robić poza polityką. W moim przypadku to nie jest wykładanie na uczelni, tylko zarabianie pieniędzy -mówi Paweł Piskorski.

podziel się:

Pozostałe wiadomości