Sitwy, wzajemne powiązania i świadczenie nieformalnych przysług to w wielu samorządach codzienność. Każdy, kto sprzeciwi się istniejącemu układowi spotyka się solidarnością urzędników, którzy stają w obronie kolegów. Nawet ofiary przestępstw traktowane są z całą bezwzględnością. Pod koniec czerwca pani Iwona, 28-letnia pracownica urzędu miasta i gminy w Jedwabnem, oskarżyła wiceprzewodniczącego rady miasta o gwałt i pobicie. Radny podczas podróży służbowej do Łomży miał zwabić kobietę do miejscowego baru, tam pobić i zgwałcić. Dopiero następnego dnia ofiara powiadomiła policję. Radnemu postawiono zarzuty. Teraz pani Iwona czuje się szykanowana. Tuż po zgłoszeniu gwałtu oskarżono ją o nieobecność w pracy, a nawet pijaństwo. Dawne koleżanki z pracy odwróciły się od niej. Wiceprzewodniczący rady, mimo nakłaniania świadków do składania fałszywych zeznań, nadal pozostaje na wolności. Zaprzecza wszystkim zarzutom. Pani Iwona jest obecnie w trudnej sytuacji. Nie może nigdzie znaleźć nowej pracy. Czeka na zakończenie sprawy przeciwko burmistrzowi Jedwabnego i przywrócenie na poprzednie stanowisko. Pracownicy urzędu zgodnie świadczą przeciwko ofierze gwałtu. Ona sama z nikim się nie kontaktuje - obawia się oskarżenia o nakłanianie świadków do zmiany zeznań. Burmistrz, prywatnie kolega wiceprzewodniczącego rady miasta, ma na koncie prawomocny wyrok za jazdę po pijanemu. Jednak wbrew prawu zachował stanowisko. Zawdzięcza to radnym, którzy głosowali za tym, by nadal rządził miastem. UWAGA! nie chce wypowiadać się na temat winy czy niewinności oskarżonego o gwałt radnego. O tym zadecyduje sąd. Nie może być jednak tak, że ofiara za to, że korzysta ze swoich praw jest szykanowana i zwalniana z pracy, a przestępca skazany prawomocnym wyrokiem sądu pozostaje na stanowisku.