51-letni Mariusz I. 10 lat temu spowodował śmiertelny wypadek, w którym sam mocno ucierpiał. Rok spędził w zakładzie karnym, po wyjściu na wolność zamieszkał w bloku socjalnym we Wrocławiu. Jego stan zdrowia był bardzo zły, trafił pod opiekę MOPS-u. Jak się okazało, cierpiał na raka przełyku. - Chodził z wiadereczkiem po zupę, na działki z psem, nigdy pod wpływem alkoholu – mówi Jadwiga Malec, sąsiadka Mariusza I. – Całą ostatnią zimę już nie wychodził. Nosiłam kości dla psa, dla niego coś dla jedzenia. Uchylał tylko drzwi, już przy drzwiach było pełno nieczystości. Ostatni opiekun pana Mariusza z wrocławskiego Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w ciągu minionych miesięcy był u niego tylko cztery razy. Jak mówi Jadwiga Malec, na pytanie, co można zrobić dla żyjącego w straszliwych warunkach chorego człowieka, opiekun odpowiedział, że nic, bo pan Mariusz nie wyraża zgody na pomoc, a nie jest też ubezwłasnowolniony. - Wzywano służby medyczne, ale ten pan wszystkich odprawił – mówi Jacek Sutryk, dyrektor MOPS we Wrocławiu. - Były prowadzone czynności, by wystąpić w tej sprawie do sądu opiekuńczego. Pan Mariusz w ostatnim czasie trafiał do szpitala kilkakrotnie. Za każdym razem wypisywał się na własne życzenie. W trakcie realizacji tego reportażu zmarł. - To była przyspieszona śmierć – mówi Jadwiga Malec. – Rak zrobił swoje, ale on umierał z głodu. MOPS powołał komisję mająca na celu wyjaśnienie tej sytuacji. Sprawą zajęła się też wrocławska prokuratura.