16-letni Krzysztof z Jedliny Zdroju, miasteczka pod Wałbrzychem, zbierał cegły na sprzedaż. W tej biednej okolicy robi to bardzo wiele dzieci. Chłopiec mieszkał z matką, młodszym rodzeństwem i ojczymem, który jeden zarabia na całą rodzinę. Tego dnia nie poszedł do szkoły, tylko zbierać cegły w położonym kilkaset metrów od własnego domu rozwalającym się budynku, którego właściciele przed około 20 laty wyjechali do Niemiec. - Mieszkańcy zgłaszali do burmistrza, żeby coś z tym zrobił, bo ruina jest niebezpieczna – mówi Grzegorz Sar, lokalny działacz społeczny. – Nie tylko dla dzieci, które tu zbierają cegły, ale i dla młodszych, które po prostu się tu bawią. Ktoś zaniedbał swoje obowiązki. Burmistrz Jedliny Zdroju Leszek Orpel mówi, że kilka razy informował Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Wałbrzychu o stanie ruiny i że to wyczerpuje możliwości jego działania, bo ma do czynienia z własnością prywatną. To samo powtarza Grażyna Walkowska z Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego w Wałbrzychu. Tymczasem na przykład w Krakowie w podobnych przypadkach władze miasta doskonale sobie radzą, nie łamiąc prawa własności. - Gmina ma obowiązek zabezpieczyć niebezpieczny budynek i ma do tego narzędzia – mówi Emilia Pietrzak, kierownik wydziału eksploatacji w Zarządzie Budynków Komunalnych w Krakowie. – Z jednej strony szukamy właścicieli i ustanawiamy kuratorów, z drugiej utrzymujemy budynek w należytym stanie technicznym, w zgodzie z przepisami. Można taki budynek ogrodzić i zabezpieczyć. Oprócz domu, w którym zginął Krzysztof, na terenie gminy Jedlina Zdrój znajduje się jeszcze co najmniej kilka budynków w podobnym stanie. Mimo, że burmistrz prowadzi rejestr budynków, które stanowią zagrożenie, rudery wciąż stoją niezabezpieczone. Ta, gdzie zginął Krzysztof została otoczona taśmą sześć dni po tragedii, pojawiły się tam też napisy ostrzegawcze. Prokuratura Rejonowa w Wałbrzychu bada okoliczności tragicznego wypadku.