Zginął z rąk kolegów

27 letni Paweł, mieszkaniec Lubartowa zginął z rąk swoich kolegów. Skończył studia inżynierskie, był zaręczony. Jego życie miało się dopiero zacząć.

Przemyślane, dokładnie przygotowane morderstwo. Trudno uwierzyć, że za taką zbrodnią mogą stać ludzie, których ofiara znała od lat. Wierzyła im i ufała. Uważała za przyjaciół. Był piątek. Zapadał wieczór. Paweł, który zajmował się elektroniką samochodową, został poproszony przez swoich kolegów o pilną naprawę alarmu. Na miejscu czekało na niego trzech bliskich znajomych. - Pokrzywdzony pochylił się w garażu nad reperowanym pojazdem, wtedy został przez jednego ze sprawców uderzony przedmiotem przypominającym młotek w tył głowy – mówi Marek Woźniak z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. – Uderzenia spowodowały rozległe obrażenia ośrodkowego układu nerwowego. W następstwie tego nastąpił prawie natychmiastowy zgon. To było przemyślane. Ta zbrodnia nie została popełniona pod wpływem emocji. Gdy Paweł nie wrócił na noc do domu, rodzina zaczęła się niepokoić. - Kiedy zaginął Paweł wydrukowaliśmy ogłoszenia z jego zdjęciem – opowiada Marcin Marzęda, brat Pawła. – Bardzo dużo kolegów, znajomych pomogło nam. Wieszali te ogłoszenia gdzie tylko się dało, na domach, na słupach. W poszukiwania Pawła zaangażowali się trzej koledzy, którzy wcześniej zwabili go do garażu. Próbowali uspokoić rodzinę. - Oni też byli cały czas przy nas – kontynuuje Marcin. – Uspokajali nas, że Paweł na pewno się odezwie, że pewnie mu się bateria telefonu wyładowała. Paweł już raz otarł się o śmierć. Miał ciężki wypadek na motorze. Jego bliscy godzinami w szpitalu czekali na cud. Choć wówczas wydawało się to nieprawdopodobne Paweł wrócił do normalnego życia. Teraz też wszyscy wierzyli, że chłopak wróci. - Jak szukaliśmy Pawła wykorzystywaliśmy samochody do nauki jazdy - wspomina Jacek Tchórz, kolega Pawła. – Przygotowaliśmy też plakaty, żeby przykleić je na samochód, ale było to już niepotrzebne. Okazało się, że Paweł nie żyje. Dziś prokuratura nie ma już najmniejszych wątpliwości. Mordercy wykopali grób dla Pawła tydzień przed zbrodnią. Gdy go pochowali, próbowali zmylić poszukujących chłopaka rodzinę i policjantów. - Nie mogłem uwierzyć w to, że ktoś tutaj mógł coś takiego zrobić – mówi Jacek Tchórz. – Wszyscy znali tu Pawła, każdy go tu lubił, przychodził do niego po pomoc. - Paweł zawsze był pomocny, czy w noc, czy w dzień – wspomina Adam Kula znajomy Pawła. Pawła znali wszyscy mieszkańcy Lubartowa. Na pogrzebie był tłok. Znali również tych, którzy go zabili. Początkowo nie wierzyli w ich winę. Dziś mówią o niej głośno. Jedynie rodziny podejrzanych o morderstwo przeczą temu, co się stało. Zgodnie twierdzą, że wszystko jest fatalną pomyłką. Próbują szukać alibi, ale plączą się w zeznaniach. Prokuratura bada przyczyny popełnienia morderstwa. Wszystko wskazuje na to, że młodzi ludzie byli powiązani z grupą przestępczą z Parczewa zajmującą się nielegalnym obrotem samochodami. Czy Paweł za dużo wiedział? Dlaczego ktoś wydał na niego wyrok? Na razie nie znamy odpowiedzi na te pytania. Dwóch podejrzanych cały czas milczy. Najmłodszy z nich, który zdecydował się mówić, nie chce ujawnić szczegółów i powodów zabójstwa.

podziel się:

Pozostałe wiadomości