Żeby nie mieszkać pod gołym niebem

W latach 70. i 80. każdy chciał mieć działkę, by uprawiać swój kawałek ziemi. To, co kiedyś było marzeniem, dziś jest dla niektórych smutną rzeczywistością. Dla coraz większej liczby osób, działkowe altany stają się całorocznym domem, jedynym, jaki posiadają.

Podobnie jak 20, 30 lat temu, znowu rozpoczął się exodus na działki. Tym razem jednak z innych powodów, niż rekreacyjne. Do zamieszkania w ogrodowych altanach zmusza ludzi bieda. Wypoczynkowe działki zmieniają się w osiedla dla osób, których nie stać na inne mieszkanie. - Mieszkamy tu od roku, bo nie mam pieniędzy na inny lokal. Gdybym zarabiał 2, 3 tys. zł, to może wzięłoby się jakiś kredyt i mieszkanie kupiło – mówi pan Jerzy. Wraz z żoną Ewą i trójką dzieci wynajmują domek od właściciela działki za 350 zł miesięcznie. Pięć osób mieszka na 24 m.kw. - Przecież pod niebem nie będę mieszkać z dziećmi – tłumaczy pani Ewa. Chociaż w zajmowanym przez nich domu jest prąd, woda i ogrzewanie, rodzina nie chce mieszkać na działkach. Marzy im się wygodniejszy kąt, przede wszystkim ze względu na chore dzieci. - Córka jest po operacji serca. Syn też powinien iść na operację, ale mnie nie stać. Co roku wysyłam do ZGM-ów pisma w sprawie przyznania mi mieszkania. Ale nie chcą go dać, a gdzieś się trzeba podziać – dodaje Jerzy. Do zamieszkania na działkach coraz częściej zmuszeni są także ci, którzy niegdyś kupowali kawałek ziemi, aby móc tam w wolnych chwilach wypoczywać. - Działkę kupowałem na relaks. A mieszkam tu już od siedmiu lat – mówi mężczyzna. Mieszkanie, w którym jest zameldowany, zajmują jego synowie z żonami i dziećmi. Nie ma dla niego miejsca. - Łóżka już by się tam nie wstawiło. Całoroczne mieszkanie w domkach na działkach jest niezgodne z prawem. Mimo to przybywa osób, które decydują się na takie rozwiązanie. Dane liczbowe na temat zamieszkujących altany są jednak nieznane. Możemy jedynie oszacować, że w całym kraju jest ich już najmniej kilka tysięcy. A liczba ta wzrasta z roku na rok.

podziel się:

Pozostałe wiadomości