Zawiodły dobre chęci

Nadgorliwość i pewność siebie ludzi, którzy chcieli pomóc ciężko chorej dziewczynce, sprawiła, że ich pomoc obróciła się przeciw niej.

12-letnia Paulina z Kęt choruje na nowotwór złośliwy kości udowej. Leczy się w Instytucie Matki i Dziecka w Warszawie. - Piękna dziewczynka, z długimi włosami, kochała taniec. A kiedy ją zobaczyłem teraz, to tylko płakać – mówi miejscowy aptekarz. – Postanowiliśmy zbierać pieniądze dla Pauliny. Robimy to od roku. W pomoc dziewczynce zaangażowali się rodzice dzieci ze szkoły Pauliny. Powołali komitet, pieniądze ze zbiórki postanowiono kierować na konto szkoły. W razie potrzeby rada szkoły miała przekazywać je matce Pauliny. Pieniądze zbierały dzieci i rodzice. Matka dziewczynki cały czas była w szpitalu w Warszawie, o zbiórce wiedziała tyle tyle, że jest. O wydatkach decydowała rada szkoły. Zdaniem rodziców robiła, to w sposób niewłaściwy. - Jeśli pieniądze były przeznaczone dla Pauliny, to tylko matka powinna decydować, na co idą – mówi matka jednego z uczniów. – A w szkole uznali, że pewne zakupy są niepotrzebne dla dziecka. Ktoś nie chciał wypłacać pieniędzy na jedzenie, bo uznał, że kto inny zjada to, co kupujemy dla Paulinki. Rada szkoły uznała, że pieniądze przede wszystkim powinny być przeznaczane na lekarstwa i sprzęt medyczny - np. endoprotezę. Tymczasem endoprotezę dziewczynka dostała bezpłatnie od szpitala. Szkoła dwukrotnie odmówiła zakupu telewizora, choć Paulina całe dnie spędza przykuta do łóżka i telewizor byłby dla niej czymś więcej niż sposobem na nudę. Nie zezwoliła też na zakup świątecznej paczki. - To, co się działo z pieniędzmi, było poza mną – mówi matka Pauliny. – Nawet nic nie wiedziałam o tym bałaganie. Nikt ani razu do mnie do Warszawy nie dzwonił, nie zapytał, czego potrzebuje moje dziecko, jak się czuje, nawet czy żyje. - Nie mogliśmy stać pod drzwiami matki. Uznaliśmy natomiast, że pieniądze muszą iść na ściśle medyczne środki – tłumaczy dyrektor szkoły. W końcu rodzice wymusili na radzie szkoły, by zebrane pieniądze przelać na konto matki Pauliny. Ale czy teraz będzie mogła z nich skorzystać? To wcale nie takie pewne. Kobieta niedawno dowiedziała się, że odebrano jej prawa rodzicielskie. W styczniu kobieta zawiadomiła policję, że mąż znęca się nad rodziną. Jak tłumaczy zastępca komendanta powiatowego policji, w takim wypadku zastosowano zwyczajną procedurę, której konsekwencją było... pozbawienie praw rodzicielskich obojga rodziców. - Rola rodziców w leczeniu dziecka jest ogromna – mówi dyrektor ośrodka onkologicznego Instytutu Matki i Dziecka. – Dzięki matce Paulinka dobrze znosi chemioterapię, świetnie poradziła sobie z powikłaniami. Na razie jednak nie da się nic powiedzieć o szansie na wyleczenie dziewczynki: czy jej przypadek znajdzie się w tych statystycznych 70 proc., które udaje się wyleczyć, czy w 30 proc., które kończą się śmiercią.

podziel się:

Pozostałe wiadomości