Historią zabójstwa krakowskiej studentki zajmujemy się w Uwadze! od wielu lat.
W czwartek sąd drugiej instancji uniewinnił Roberta J.
- Wyrok oceniam jako niesłuszny, niesprawiedliwy i wewnętrznie sprzeczny. Dostrzegam bezwzględne przyczyny odwoławcze – mówił oskarżyciel w procesie prokurator Piotr Krupiński.
- Zgromadzony materiał dowodowy w pełni potwierdza fakt, że oskarżony dopuścił się zarzucanego czynu. Oczywiście sąd ma prawo zająć inne stanowisko – zaznacza prokurator Piotr Krupiński.
Całkowicie odmienne stanowisko przedstawił obrońca Roberta J.
- Dzisiaj na sali sądowej zatriumfowała sprawiedliwość. Przez 7 lat człowiek niewinny był pozbawiony wolności w warunkach aresztu śledczego. Przez dekady to państwo niszczyło tego człowieka. Prowadziło wszystkie możliwe czynności przeciwko niemu, za nic mając konieczność wyjaśnienia sprawy. Chodziło tylko o to, by skazać człowieka niewinnego – mówił mec. Łukasz Chojniak.
- Nigdy nie było ani jednego dowodu, który w sposób jasny i klarowny, bezsprzeczny mógłby wiązać Roberta z tą sprawą. Wszystko, co działo się w tej sprawie, to były nadinterpretacje, domniemania, życzeniowe myślenie. Dramatem było podzielenie tego przez sąd pierwszej instancji – dodał obrońca.
Sprawa zabójstwa studentki z Krakowa. Aresztowanie i wyrok
Sprawą zabójstwa Katarzyny Z., studentki religioznawstwa z Krakowa 25 lat temu żyła cała Polska. Odpreparowany płat skóry z jej tułowia, a także fragment nogi zostały wtedy wyłowione z Wisły. Zabójca dziewczyny został okrzyknięty kuśnierzem, rzeźnikiem i polskim Hannibalem Lecterem. Potem przez dwie dekady śledczy próbowali ująć sprawcę zabójstwa na tle seksualnym, jakiego w historii polskiej kryminalistyki nigdy wcześniej nie było. W kręgu podejrzeń od początku był Robert J. Pierwszy raz został zatrzymany i przesłuchany w sprawie już w 2000 roku. Wytypowano go jako podejrzanego, bo kilka lat wcześniej sam doniósł na siebie na policję, że głosy, które usłyszał kazały mu przyznać się do ekshibicjonizmu. Nie znaleziono jednak wtedy dowodów, że to on dopuścił się tej makabrycznej zbrodni. Został zwolniony.
Śledztwo z przerwami trwało przez wiele lat. Robert J. cały czas konsekwentnie zaprzeczał, że kiedykolwiek widział 23-letnią studentkę.
W 2017 roku krakowska prokuratura ogłosiła przełom w sprawie informując, że ma wystarczające dowody przeciwko Robertowi J. Został wtedy zatrzymany w świetle kamer. Śledczy mieli mieć dowody i mocne poszlaki. Były to między zeznania kluczowych świadków, a także odnalezione w mieszkaniu po zatrzymaniu Roberta J. przez policyjnych techników kobiece włosy.
Włosy odnalezione w odpływie i na stelażu wanny w mieszkaniu Roberta J. zostały poddane badaniu morfologicznemu. Wykorzystanie tej metody od początku budziło wątpliwości. W światowej kryminalistyce uznana jest już za niewiarygodną. Biegła, która je wykonała stwierdziła jednak, że włosy odnalezione są identyczne jak te pobrane ze szczątków Katarzyny Z. Nie przeprowadzono badań DNA.
Prokurator nie chciał tego komentować przed kamerami. Badań DNA nie dało się zrobić, bo jak twierdzili śledczy włosy były zdegenerowane i zbyt krótkie.
Proces poszlakowy ruszył w 2020 roku. Toczył się za zamkniętymi dla opinii publicznej i mediów drzwiami. Od początku budziło to ogromne kontrowersje. Mogliśmy usłyszeć jedynie fragmenty aktu oskarżenia.
W 2022 roku Sąd Okręgowy w Krakowie skazał Roberta J. na dożywocie. Uzasadnienia tego wyroku opinia publiczna też nie poznała
Jeszcze przed ogłoszeniem tego wyroku przeprowadziliśmy wywiad z ojcem J.
- Żona spotkała się z synem kilka dni temu w areszcie śledczym w Krakowie. Syn jest bardzo zdenerwowany, płacze i krzyczy, że jest niewinny. Mówi, że go wrobiono i że nigdy nie widział tej kobiety na oczy. Powiedział, że jest bliski targnięcia się na swoje życie, dosłownie tak powiedział – mówił mężczyzna i podkreśla, że syn czuje się po prostu kozłem ofiarnym.
Po dzisiejszym wyroku uniewinniającym ojciec Roberta J. przekonywał, że zawsze wierzył w niewinność syna.
- Podszedłem do niego, przytuliłem go do siebie, a w jego oczach ukazały się łzy. Nic mi nie powiedział, bo jak komuś łzy napływają do oczu, to gardło się ściska – powiedział naszemu reporterowi.
Teraz koszty sądowe będzie musiał pokryć Skarb Państwa.
Autor: wg