Zaginięcie staruszki

- Ci ludzie są zostawieni sami sobie. Jak dożyją do rana to dobrze. Jak nie dożyją, też dobrze – te gorzkie słowa Hanna Tusiewicz skierowała pod adresem Domu Opieki Społecznej w Warszawie. Personel nie dopilnował 80-letniej pensjonariuszki, która opuściła placówkę. Nikt nie zauważył jej zniknięcia.

- Mama nie ma kontaktu z otoczeniem. Nie wie nawet, kim ja jestem. Nie rozpoznaje mnie – mówi Hanna Tusiewicz, która oddała swoją matkę pod opiekę DOS w Warszawie. Rano chora pensjonariuszka miała stawić się na badaniach w szpitalu. Podczas wyjścia na zewnątrz 80-letniej pani Irenie towarzyszyła pracownica Domu Opieki Społecznej. Po zakończeniu wizyty odwiozła swoją podopieczną do placówki i pozostawiła ją pod drzwiami windy, zamiast odprowadzić do pokoju. Staruszka przez nikogo nie zauważona wyszła z budynku i zginęła. ---obrazek _i/domopieki2.jpg|prawo|Nikt nie zauważył zniknięcia pani Ireny--- - Przypadkowy przechodzień zauważył starszą panią, która nie wiedziała jak się zachować. Wezwał pogotowie. Kobieta nie potrafiła powiedzieć, jak się nazywa. Jako „nn” została zawieziona do szpitala – mówi Edyta Grabowska z Pogotowia Ratunkowego w Warszawie. Pensjonariuszka była odwodniona, miała liczne obtarcia naskórka twarzy. Prawdopodobnie się przewróciła. Aby ustalić tożsamość pani Ireny szpital zawiadomił policję. Jej miejsce zamieszkania udało się odnaleźć dopiero po 16 godzinach. W tym czasie nikt z pracowników domu opieki społecznej nie zauważył zniknięcia pani Ireny. - Kiedy wiedzieliśmy już, z którego domu wyszła, dzwoniliśmy tam i pytaliśmy, czy nie brakuje im któregoś z pensjonariuszy. Początkowo otrzymaliśmy odpowiedź, że wszyscy są. Dopiero w czasie drugiej rozmowy okazało się, że ta pani wyszła od nich – wyjaśnia Grzegorz Pałasiewicz, ordynator oddziału ratunkowego w Szpitalu na Solcu w Warszawie. ---obrazek _i/domopieki3.jpg|prawo|Nikt nie poinformował córki pani Ireny o jej zniknięciu--- Beztroską pracowników domu opieki społecznej zaskoczona jest prof. Maria Pawińska – Proniewska, wojewódzki konsultant w dziedzinie pediatrii. - To nie powinno się nigdy zdarzyć. Jeśli taka osoba jest w domu opieki społecznej, to powinna być pod stałym, 24 godzinnym nadzorem – uważa. Całą sytuacją zbulwersowane jest też córka pensjonarki, której dom opieki nie poinformował o zaginięciu mamy. - Gdyby policja nie ustaliła tożsamości, to mama znalazłaby się gdzieś w domu dla bezdomnych – mówi Hanna Tusiewicz. Na szczęście staruszka wróciła do domu. Jednak oprócz faktu zaginięcia, szokujący jest także brak fachowego nadzoru nad panią Ireną w trakcie wizyty u lekarza poprzedzającej zniknięcie pensjonariuszki. Kobietą opiekowała się salowa, która nie ma w tym kierunku wykształcenia. Zniknięcie podopiecznej otrzeźwiło jednak pracowników i dyrekcję domu opieki. W trybie dyscyplinarnym zostały zwolnione dwie osoby pełniące bezpośrednią opiekę nad staruszką. Wszyscy pracujący tego dnia dostali naganę. - Jeszcze raz przepraszam. Zrobiliśmy wszystko, aby wzmocnić nadzór i opiekę – powiedział Waldemar Dybała, dyrektor Domu Opieki Społecznej przy ul. Wójtowskiej.

podziel się:

Pozostałe wiadomości