Przemoc
Rodzeństwo przez wiele miesięcy było wyzywane i poniżane, czego przykłady słychać na nagraniach, które nadesłano do naszej redakcji.
- Skończyło się, szmaciarzu pier… Zero wychodzenia! Się k… naucz spinać włosy, a nie w rozpuszczonych k… - tak zwracała się matka do dzieci.
9-latek i 12-latka często zostawali sami, gdy kobieta znikała z domu na kilka dni. Wówczas mogli liczyć tylko na pomoc mieszkającej obok kuzynki oraz jej koleżanki.
- Ona [matka dzieci – red.] była szczęśliwa tylko wtedy, jak stąd wyjeżdżała i zostawiała dzieci. Prosiłyśmy ją nie raz, żeby wróciła. Dzieci nie jadły nic przez kilka dni, bo wyjeżdżając, zostawiała pustą lodówkę – opowiada Wiktoria Kuźnik, kuzynka dzieci.
- Jej krzyki słyszałam codziennie. Ona nie traktowała ich jak własne dzieci, ale jak osoby obce. Nie miały od niej żadnej miłości – dodaje Weronika Wojciechowska, przyjaciółka.
Matka nie radziła sobie z wychowaniem dzieci. Zdaniem sąsiadów często była pijana. Między innymi z tego powodu, rodzina od trzech lat była objęta nadzorem kuratora sądowego. W październiku zeszłego roku, po długiej chorobie, zmarł ojciec dzieci. To dramatycznie pogorszyło ich sytuacje.
- Problemy zwiększyły się na początku tego roku szkolnego. Nie było kontaktu z matką – podkreśla Marian Mleczko, dyrektor szkoły podstawowej.
Zostawione same sobie
Dzieci coraz częściej nie chodziły na lekcje, zostawały same w domu, czasem na tydzień lub dłużej. Pozbawiony opieki 9-latek zaczął nałogowo palić papierosy. Dzieci często szukały matki i próbowały do niej dzwonić.
- Dzieci wielokrotnie były bite, wyrzucane z domu. Wtedy przychodziły do nas, a my się nimi opiekowałyśmy – mówi Weronika Wojciechowska.
Nasz reporter zastał matkę w mieszkaniu jej nowego partnera.
- Może nie jestem super matką, ale zwykłą, która chce dla dzieci wszystkiego, co najlepsze. Z dziećmi mam bardzo dobre relacje. Dlaczego miałabym na nie krzyczeć? Dla dzieci byłam do rany przyłóż, na wszystko im pozwalałam, może to był mój błąd – mówi.
Pod nieobecność matki dziećmi zajmowała się ich kuzynka oraz jej koleżanka, które organizowały nie tylko ubrania czy jedzenie, ale także angażowały do pomocy swoich znajomych. Wszystko po to, aby dzieci nie czuły się samotne.
- Powtarzam tym dzieciom, że mogą na nas liczyć, pomożemy im w każdej sytuacji. W głowie nie mieści mi się to, że można mieć takie wspaniale dzieci, które można tak od siebie odepchnąć. One nie są niczemu winne – mówi Wiktoria Kuźnik, kuzynka dzieci.
Dzieci trafiły miesiąc temu do domu dziecka. W ich sprawie sąd rodzinny nie podjął jeszcze ostatecznej decyzji. Matka, póki co, ma ograniczone prawa rodzicielskie. W tej sprawie odrębne postępowanie prowadzi również policja. Chodzi o możliwość znęcania się nad dziećmi poprzez narażenie ich na utratę zdrowia lub życia.
- Wszystko bym zmieniła, ale mój konkubent umarł, to nie było dla mnie łatwe. Życie mi się posypało. Nie prosiłam o pomoc, bo myślałam, że sama z tego wyjdę – tłumaczy matka dzieci.
- Kilka lat temu były moment, że było widać miłość tej kobiety do dzieci, a dzieci do niej. Zależało jej na nich. Ta kobieta gdzieś się w życiu zagubiła – podkreśla Marian Mleczko, dyrektor szkoły podstawowej, do której chodzą dzieci.
Z uwagi na epidemię sąd rodzinny nie zdecydował jeszcze o dalszym losie dzieci.