- Była 6:30, oglądałem wiadomości i usłyszałem, że nad domem lata jakiś samolot. Ale pomyślałem lata to lata, bo teraz dużo tego. I nagle usłyszeliśmy potężny huk, dom się zatrząsnął, spadł żyrandol z sufitu. Przez okno spojrzałem, że z dachu lecą blachy – opowiada pan Tomasz.
Uderzenie było bardzo silne.
- Zniszczona została sypialnia, gdyby stało się to wcześniej, to by mnie nie było. Byłabym pod gruzami – mówi pani Alicja.
Pani Alicja i pan Tomasz mieszkają we Wyrykach, niewielkiej wsi na Lubelszczyźnie oddalonej zaledwie kilkanaście kilometrów od granicy polsko-białoruskiej. W środowy poranek niespodziewanie nad tym miejscem zaczęły krążyć samoloty.
Tego poranka, o tej niewielkiej dotąd spokojnej wsi, stało się głośno niemal na całym świecie.
- Nie wiemy, co tam się wbiło, bo nie mamy możliwości wejścia do domu. Tyle tylko, że powiem, że jak uderzyło, to zaczęło się palić i zdążyłem to ugasić – mówi mężczyzna.
Fotografował przyrodę, nagle sytuacja stała się niebezpieczna
Pan Tomasz jest fotografem przyrody. Rano w okolicach Wryk robił zdjęcia. Był zaskoczony, gdy zobaczył nad swoją głową wojskowe samoloty .
- Najpierw usłyszałem lecącego myśliwca. Minęły trzy minuty i usłyszałem jednostajny dźwięk silnika dwusuwowego. Po czym nad ścianą lasu pojawił się obiekt. Miał trójkątny zarys i był koloru stalowego. Nie miał żadnych barw, żadnych emblematów – opowiada nasz rozmówca.
- Obserwowałem przelot tego drona, myślę, że leciał około 20 metrów nad koronami drzew. I nagle z zachodu nadleciał myśliwiec i oddał strzał w kierunku drona – relacjonuje pan Tomasz.
Mężczyzna zaczął uciekać.
- Nie zrobiłem nawet zdjęcia, bo nie myślałem o tym w tym momencie. Myślałem o swoim bezpieczeństwie. Byłem wówczas w pełnym kamuflażu, z dużym plecakiem fotograficznym na plecach. Nie chciałem, żeby nie daj Boże, ktoś nie pomyślał, że jestem operatorem tego drona. Dlatego postanowiłem się jak najszybciej ewakuować się – opowiada pan Tomasz.
Następnego ranka sytuacja w miejscowości wracała do normy. - Myślę, że to zburzyło poczucie bezpieczeństwa nie tylko u mnie, ale u mieszkańców Wyryk i okolic. Jeśli podobne sytuacje nie będą się zdarzały, proces takiego wyciszenia, uspokojenia, będzie przebiegał dosyć szybko. Natomiast gdyby się powtarzały na terenie Polski podobne sytuacje, to myślę, ze niepokój może nawet rosnąć - ocenia Marzena Trociuk, dyrektor szkoły podstawowej w Wyrykach.
Autor: wg
Reporter: Agnieszka Madejska