Ciało kobiety znalazła policja, która przyjechała wezwana przez lekarzy z pogotowia. Kobieta popełniła samobójstwo, wieszając się w pomieszczeniu gospodarczym. W łóżku znalezione zostały zwłoki dwóch chłopców. - Tutaj spali, tu zostali zabici. Tu ich znalazłem leżących martwych - pokazuje łóżko ojciec dzieci Robert Róg.
"Dzień jak co dzień"
Śledczy sprawdzają kilka wersji wydarzeń, ale najbardziej prawdopodobną wydaje się ta, że to matka najpierw zabiła chłopców, położyła ich do łóżka, tak jak kładzie się dziecko do snu, a potem sama targnęła się na swoje życie. Wstępne oględziny wykazały, że chłopcy najprawdopodobniej zostali uduszeni.
- Dzień wcześniej byłem ze starszym chłopakiem na placu zabaw i on tam się bawił w piaskownicy, wróciliśmy przed piątą. Po siódmej jeszcze z żoną oglądali bajkę, po wieczorynce mieli iść sprzątać pokój. Normalnie dzień jak co dzień - wspomina Robert Róg i dodaje, że sobotnia noc także niczym nie różniła się od nocy wcześniejszych, a jego żona zachowywała się normalnie. - W sobotę wieczorem położyła dzieci spać, robiła tłumaczenie, ja poszedłem na spacer - odtwarza wydarzenia. Jak twierdzi, gdy wrócił, wszyscy spali, więc poszedł do komputera. Spać położył się nad ranem, a gdy wstał, wszyscy już nie żyli.
Pan Robert nie znajduje motywu, jakim mogłaby się kierować pani Agnieszka. - Według mnie nie miała ona powodów, żeby popełnić taki czyn. Gorsze rzeczy się dzieją w rodzinach i ludzie nie popełniają samobójstw - uważa.
"Na początku było bardzo dobrze"
Pan Robert z Panią Agnieszką ślub wzięli kilkanaście lat temu. W ich małżeństwie dzieci pojawiły się po kilku latach. Wyczekiwanym pociechom poświęcali się bez reszty, pracowali głównie w domu. On udzielał korepetycji z fizyki i matematyki, Pani Agnieszka zajmowała się domem, ale też sporadycznie tłumaczeniami. Obydwoje sporo czasu spędzali z dziećmi.
Jak twierdzi pan Robert, on i pani Agnieszka generalnie byli zgodnym małżeństwem. - Na początku było bardzo dobrze, natomiast po urodzeniu drugiego dziecka żona się trochę ode mnie oddaliła - mówi, ale zaznacza, że o dom dbała, dzieci były zawożone do przedszkola, pilnowała też, by chłopcy odrobili lekcje. O jej depresji nie rozmawiali. - Dowiedziałem się jakiś miesiąc temu, że miała depresję, ale to jeszcze za czasów "kawalerskich" - mówi.
Robert Róg dodaje, że jego żona nie miała przyjaciół, a także nie utrzymywała częstych kontaktów ze swoją rodziną. Jak twierdzi, początkowo on sam dla żony był przyjacielem, ale w ostatnim czasie stosunki mocno się ochłodziły. - Brakowało mi takiego kontaktu, żeby ona mi podziękowała za coś, co zrobiłem - mówi.
Znajomi z sieci
Pan Robert dużo czasu poświęcał znajomym z sieci. Codziennie rano witał wszystkich na Facebooku, komentował różne wydarzenia, angażował się politycznie i religijnie na różnych forach. W dniu, kiedy doszło do tej tragedii, do porannych godzin siedział przed komputerem. W sieci odnalazł swoje drugie życie.
- Mi zawsze brakowało kontaktu z ludźmi - twierdzi Robert Róg i dodaje, że to dlatego przed wyborami zaangażował się w prowadzenie grup PiS-owskich na Facebooku. - Były wybory, chciałem, żeby PiS te wybory wygrał, potem te grupy PiS-owskie prowadziliśmy nadal. Utrzymywałem kontakt z wieloma osobami - mówi.
Odpowiedzi na pytanie, czy żona miała mu za złe, że poświęca swój czas na obecność w internecie, zamiast pomóc jej w domu, unika. - W dzień robiłem swoje, na Facebooku siedziałem głównie w nocy, jak wszyscy spali - utrzymuje.
Najbliższą znajomą pana Roberta z sieci była pani Elżbieta. - Ja tylko mogę powiedzieć, że dużo z nim rozmawiałam. On niekiedy potrzebował tych rozmów - mówi kobieta. Wspomina, że niektóre rozmowy dotyczyły jego drobnych, jak utrzymywał, konfliktów z żoną. - Tej nocy z soboty na niedzielę mówił właśnie, że: "ach, czasami to jest tak w małżeństwie różnie, nieraz się kłócimy i więcej". Ja mówiłam: "słuchaj, ja jestem 25 lat po ślubie, są małżeństwa, to i są problemy, są wymiany zdań - relacjonuje swoją rozmowę z mężczyzną pani Elżbieta. - Mówił: "no, czasami się tam pokłócimy, ale mam wspaniałych synów, mam fajne dzieci". Wtedy zaczął mi przysyłać zdjęcia i żony, i dzieci - wspomina kobieta. Jak dodaje, według niej pan Robert jest dobrym człowiekiem i bardzo dobrze odnosił się do swojej rodziny.
Czy ktoś nakłaniał do popełnienia samobójstwa?
Zapytaliśmy psychologa, czy tragedii można było uniknąć. Czy ktoś powinien zauważyć, że z kobietą dzieje się coś złego?
- Samobójstwa nie popełniamy pod wpływem impulsu, zwłaszcza gdy dochodzi do morderstwa dzieci. To musiało być zaplanowane - mówi psycholog Iwona Wiśniewska i zaznacza, że daleka jest od osądzania, gdzie byli wszyscy ludzie, którzy powinni towarzyszyć i zauważyć, że dzieje się coś niepokojącego. - To nie jest kwestia chwili, że decydujemy się na taki krok, zwłaszcza że w domu jest osoba, która powinna towarzyszyć w cierpieniu. Gdzieś ta osoba była. Co działo się z relacją małżeńską, że mąż nie zauważył pewnych symptomów? - pyta.
I chociaż jako najbardziej prawdopodobną wersję przyjęto tzw. rozszerzone samobójstwo, to hipotez w tej sprawie jest wiele. Jak mówi Tomasz Orepuk z Prokuratury Okręgowej w Świdnicy, śledczy prowadzą postępowania w dwóch kierunkach: zabójstwa dwóch chłopców, ale też w sprawie nakłaniania ich matki do popełnienia samobójstwa. O tym, kto miałby to robić, prokurator mówić nie chce. - To jest wstępna kwalifikacja prawna, przyjętych jest kilka hipotez, kilka wersji zdarzeń - zaznacza i dodaje: - Ojciec dzieci został przesłuchany w charakterze świadka.
W najbliższych dniach powinny być znane wstępne wyniki sekcji zwłok.