"To jest morderca mojego dziecka"

TVN UWAGA! 4294857
TVN UWAGA! 223907
Zwłoki 33-letniej Agnieszki Rams znalezione zostały w spalonym samochodzie, przy jednej z dróg na terenie województwa lubuskiego. Szybko wyszło na jaw, że kobieta zginęła znacznie wcześniej, a wypadek samochodowy miał na celu zatarcie śladów morderstwa. Mimo wyraźnych poszlak, sprawy wciąż nie udawało się zakończyć. W końcu, po dwóch latach, na terenie Niemiec zatrzymany został Karol R. - mąż zamordowanej kobiety, który zniknął bez śladu jeszcze przed jej pogrzebem.

Karol R., został zatrzymany na terenie Niemiec na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Po tragicznej śmierci swojej żony, zniknął bez śladu na ponad dwa lata. Prokuratura Okręgowa w Gorzowie Wielkopolskim przedstawiła mu zarzut zabójstwa, jednak mężczyzna nie przyznał się do winy.

"Niech wszyscy wiedzą, że on jest mordercą"

- Podejrzany odmówił komunikowania się w języku polskim. Porozumiewał się tylko w języku niemieckim - mówi Arkadiusz Roćko z prokuratury okręgowej w Gorzowie Wielkopolskim. Dodaje, że skorzystał z pomocy biegłego tłumacza języka niemieckiego, chociaż udokumentowane ma, że zatrzymany mężczyzna po polsku mówi i ma polskie obywatelstwo. - Takie działania podejmuje w określonym celu. Próbuje realizować swoją linię obrony - podejrzewa.

Wątpliwości co do winy mężczyzny nie ma natomiast matka zamordowanej kobiety Maria Rams. - W każdym oknie tak będzie, że "to jest morderca mojego dziecka" - mówi w czasie rozklejania kolejnych kartek. - Poza tym jakby był niewinny, to by nie uciekał. Przyszedłby na pogrzeb, do wypadku. Niech wszyscy wiedzą, że on jest mordercą - dodaje.

"Cała była sina"

Jak udało nam się dowiedzieć tuż po zabójstwie, zakochana Agnieszka po ślubie zamieszkała z mężem w skromnym domu w Gądkowie Wielkim niedaleko niemieckiej granicy. Stopniowo odseparowywała się od rodziny. Według bliskich, z którymi wtedy rozmawialiśmy małżeństwo nie należało do udanych. Pobicia i dewastacja wspólnego dobytku sprawiały, że w domu coraz częściej bywała policja.

- Jak były takie dni, że było cicho, nic się nie działo, to za kilka dni na pewno coś się stało - mówiła zaraz po śmierci córki jej matka Maria Rams i opowiada, jak jednego razu mąż pobił i wrzucił Agnieszkę do kanału samochodowego. - Tak była pobita, że cała była sina - relacjonowała.

Ślady przemocy widzieli także sąsiedzi. - Zimą w okularach ciemnych chodziła, oczy miała podbite, ręce poobijane - mówi jeden z mieszkańców okolicy.

Po kolejnym pobiciu Agnieszka odeszła od męża i zamieszkała z 7-letnią wówczas córką Anią w sąsiedniej miejscowości. Spokojem nie cieszyła się jednak długo - Karol R. uprowadził córkę i wyjechał z nią do rodziny mieszkającej na terenie Niemiec.

Prokuratura: to nie był wypadek

Jak podejrzewają śledczy, w dniu śmierci Agnieszki, Karol R. podstępem skłonił ją do powrotu do domu. Miała zająć się rzekomo potrąconym psem. Kilka godzin później kobieta została znaleziona martwa w płonącym samochodzie. Prokuratura nie ma jednak wątpliwości: Agnieszka nie zginęła w wypadku.

- Miejscem pozbawienia życia Agnieszki Rams był dom jednorodzinny, znajdujący się w Gądkowie Wielkim - uważa prokurator i dodaje, że "bezpośrednią przyczyną śmierci pokrzywdzonej były urazy czaszkowo-mózgowe, krwawienie śródczaszkowe, wywołane ciosami w głowę, zadawanymi narzędziem twardym i tępokrawędzistym". Według śledczych osobą atakującą był Karol R. - Takie zarzuty usłyszał podejrzany - mówi Arkadiusz Roćko.

Jak mówi matka kobiety, ostatnie dwa lata, gdy trwało poszukiwanie mordercy jej córki, były bardzo ciężkie. - Wydawało mi się, że ona zaraz przyjdzie, zadzwoni do mnie - mówi i dodaje, że teraz, gdy podejrzany jest w areszcie, bardzo jej ulżyło. - Jakbym była z 10 kilo lżejsza - przyznaje.

Bez kontaktu z rodziną

Teraz, po zatrzymaniu Karola R., największą niewiadomą jest los prawie 10-letniej obecnie Ani. Dziewczynka przez ostatnie dwa lata mieszkała z ojcem i jego rodziną w Niemczech.

- On się z nią nie rozstawał. Ani na moment nawet u mnie jej nie zostawił nawet na pół godziny - mówi o córce zmarłej kobiety Ewa, przyjaciółka rodziny. - Nie wiem, czy nie zabijał Agnieszki na oczach dziecka. Być może tak - podejrzewa.

O przyszłości dziecka będzie decydował niemiecki urząd do spraw dzieci i młodzieży - Jugendamt. W tym momencie kontakt z nią jest dla rodziny Agnieszki praktycznie niemożliwy.

podziel się:

Pozostałe wiadomości