Normalnie na wizytę do specjalisty pacjenci czekają nawet kilkanaście miesięcy. Chyba, że zapłacą. Wtedy dostają się do lekarza natychmiast. Pokazać ten mechanizm, nasi dziennikarze zostali pacjentami tej przychodni. Nasze trzy prowokacje nie pozostawiły wątpliwości, że do ortopedów i kardiologa, który jednocześnie jest też kierownikiem przychodni, można się tam było dostać od ręki. Bez rejestracji, skierowań, nawet w kilkanaście minut, omijając wszystkich czekających chorych! Warunek był za każdym razem ten sam: wpłata 50 zł na "cegiełkę na szpital". By przyśpieszać wizyty Lidia M. preparowała też dokumentację medyczną.
Jest doniesienie
Co się zmieniło po naszej interwencji? - Ta pani została zdjęta i nie pracuje na stanowisku pielęgniarki koordynującej ani w tej komórce organizacyjnej. Została oddelegowana do innego miejsca. Jest też zgłoszone doniesienie do prokuratury - mówi Cecylia Domżała, dyrektorka SPZZOZ w Wyszkowie. Obecnie Lidia M. przebywa na zwolnieniu lekarskim. - Złożyła również pismo o rozwiązaniu stosunku pracy. Kiedy prokuratura uzna ją winną, dostanie zwolnienie dyscyplinarne. Na pewno - dodaje dyrektorka.
Pielęgniarka Lidia M. była w stanie w poradni załatwić wszystko: od zwolnienia lekarskiego po skierowania na badania i do specjalistów. Współpracujący z nią lekarze wypisywali skierowania, nigdy nie widząc i nie badając naszych dziennikarzy. W jednym przypadku doszło nawet do założenia historii choroby z datą wsteczną! Na wizyty kierowani reporterzy UWAGI! kierowani byli do konkretnych ortopedów i kardiologa, co może budzić podejrzenia, że pielęgniarka działała wspólnie z wybranymi lekarzami.
"To była jej decyzja"
Czy dyrektorka rozmawiała z tymi specjalistami, do których - za rzekome cegiełki - z marszu dostali się reporterzy UWAGI!? - Ich wyjaśnienia są jednoznaczne: przyjęli pacjentów, ponieważ ci zostali zarejestrowani do przyjęcia. Pani pielęgniarka postępowała w sposób niedopuszczalny. To była jej decyzja, jej samowola! Naprawdę nie mogę oceniać w sposób negatywny, że lekarze przyjęli pacjentów - zaklina się dyrektorka.
To zaskakujące tym bardziej, że przecież na nagraniach z ukrytych kamer widać wyraźnie, że kardiolog - który jest kierownikiem całej przychodni - zapytał naszego dziennikarza wprost: - Kontrolną wizytę też przez panią Lidkę będzie pan załatwiał?
- Rozmawiałam z kierownikiem przychodni. Mówił, że działał w pełnym zaufaniu o pełnienie obowiązków przez panią pielęgniarkę - mówi dyrektorka. A jak chirurg mógł wydać dwa skierowania dla dziennikarzy, których nie widział na oczy? - Powiedział, że tej sytuacji nie pamięta i nigdy nie zdarzyło się, by wystawiał skierowania bez obecności pacjenta - odpowiada znowu, spokojnie dyrektorka.
Postępowanie Rzecznika Praw Pacjenta
Lekarze nie unikną jednak złożenia wyjaśnień w prokuraturze, gdzie prowadzone jest śledztwo pod kątem przyjmowania korzyści majątkowych przez pielęgniarkę. Ze względu na początkowy etap postępowania prokurator nie udziela bliższych informacji. Próbowaliśmy porozmawiać z doktorem Jarosławem O., kierownikiem przychodni. – Nie będę z panią rozmawiał – rzucił tylko.
O nieuczciwym systemie omijania kolejek w przychodni w Wyszkowie informujemy Rzecznika Praw Pacjenta. - To niebywałe! - komentuje Grzegorz Błażewicz, zastępca Rzecznika Praw Pacjenta. - Mamy tu do czynienia ze złamaniem prawa pacjenta do świadczeń zdrowotnych. Niezwłocznie podejmiemy postępowanie wyjaśniające - zapowiada Błażewicz.
Gdzie podziały się pieniądze?
Pielęgniarka Lidia M. brała pieniądze od pacjentów pod pretekstem rzekomych cegiełek, które były fikcyjne. Placówce można przekazywać dobrowolne wpłaty, czyli darowizny, ale taka opłata nie wiąże się z przyśpieszaniem wizyt u lekarzy. Kiedy już oficjalnie rozmawialiśmy z Lidią M., tłumaczyła, że wszystkie pieniądze oddaje do kasy szpitala od ponad 10 lat, czyli od kiedy jest pielęgniarką koordynującą w poradni chirurgicznej. Od dyrektorki usłyszeliśmy jednak, że pielęgniarka za ten rok przekazała tylko 80 zł. - W roku wcześniejszym była to kwota 150 zł - mówi Domżała.
Tymczasem tylko trzy wizyty reporterów UWAGI! kosztowały 150 zł, za które nie otrzymali żadnych pokwitowań. A książka gabinetu zabiegowego zawierała cały szereg dat, nazwisk i kwot wpłacanych przez pacjentów. - Oglądaliśmy ten zeszyt. Nie ma tam żadnej adnotacji odnośnie dobrowolnych wpłat. Nie wiem, jaki dokument pani widziała - mówi beznamiętnie dyrektorka placówki. Co się stało z resztą pieniędzy? - Pani nie przyznała się, że jakiekolwiek pieniądze pobrała - mówi Domżała. I przyznaje, że nie wie, co stało się z książką. A to oznacza, że jedyny dowód na to, że patologiczny system był powszechny, znikł! - To jest pani zdanie! Takiej książki w przychodni nie znaleziono - upiera się Domżała. - Z mojej strony zrobiłam już wszystko w tej sprawie - kwituje pani dyrektor.
"To jest chore!"
O sprawie poinformowaliśmy także starostę powiatu, który jest organem nadrzędnym nad szpitalem. - To jest chore! Trzeba będzie z tym walczyć. Dobrowolne wpłaty na szpital muszą zmienić formę tak, żeby nie dawały możliwości tego typu zachowań. Ktoś sobie zrobił z tego sposób na życie! - mówi Bogdan Pągowski.
Po naszej interwencji zawieszono możliwość dobrowolnych wpłat. Starosta rozpoczął też kontrolę dochodów placówki. Dyrekcja szpitala powołała też specjalny zespół. Jego zadaniem będzie opracowanie nowych rozwiązań, które w przyszłości nie pozwolą na podobne nadużycia. Podjęcie działań w tej sprawie zapowiadają Narodowy Fundusz Zdrowia oraz Rzecznik Praw Pacjenta.
Jeśli spotykacie się Państwo w swoich przychodniach i szpitalach z nieprawidłowościami - powiadomcie naszą redakcję - sprawdzimy każdą informację. Email do redakcji: uwaga@tvn.pl