Zbrodnia wydarzyła się w Czarnej Górnej, wsi położonej w Bieszczadach, w pobliżu granicy z Ukrainą. W ostatnich dniach odwiedził ją urodzony tam 44-letni mężczyzna, który od kilku lat przebywa we Włoszech. Jak mówią jej mieszkańcy, pochodzący z normalnej rodziny, w której nie było żadnych patologii. W poniedziałek rano umówił się ze swoim o dwa lata młodszym znajomym, byłym policjantem z komisariatu w Ustrzykach Dolnych. Podczas spotkania, do którego doszło na trasie z Czarnej Górnej do Polańczyka, 44-latek wyciągnął pistolet i strzelił mężczyźnie w głowę. Zaraz potem poszedł do domu swojego brata. Zastał tam bratową. Strzelił do niej w szyję. W tym czasie brat zabójcy zamknął się z trzyletnią córką w jednym z pokoi. Udało mu się uciec z dzieckiem przez okno. Zabójca strzelił sobie w głowę. Zginął na miejscu. Sąsiedzi, którzy słyszeli strzały, wezwali pogotowie. Na miejscu zjawił się śmigłowiec ratunkowy. Mimo trwającej kilkadziesiąt minut reanimacji postrzelonej kobiety, nie udało się jej uratować. Zabójca i samobójca strzelał z nietypowej broni, na którą nie miał zezwolenia - strzelby myśliwskiej bez kolby. W domu, gdzie rozegrała się tragedia znaleziono list, napisany przez sprawcę masakry. Jego brat jest w szoku. Policja czeka na moment, gdy będzie mogła go przesłuchać. Przeczytaj także:Wyrok za dzieciobójstwo Morderstwo w rodzinie zastępczej25 lat więzienia - to za mało!Dobry sąsiad zabójcą