Do tragedii doszło w podkrakowskiej wsi Rybna, w minioną środę rano. Tadeusz J. niespodziewanie rzucił się na swoją żonę. Po krótkiej szarpaninie wyciągnął nóż i podciął jej gardło. - Za włosy mnie chwycił, nie mogłam się wybronić, poerżnął mi gardło – mówi Anna J. – Wyrwałam się i pobiegłam do sąsiadki po pomoc. W tym czasie Tadeusz J. poszedł do pokoju na piętrze, w którym spał jego wnuczek. Awantura obudziła 5-letniego Kamila. Zaczął płakać. - Kamil uciekał, ale nie miał się gdzie schować – opowiada Dorota J., matka Kamila. – Dziadek wyciągnął go spod łóżka i gonił po całym piętrze. Złapał go i dwa razy poderżnął mu gardło. Dzięki szybkiej pomocy lekarzy pogotowia, przewiezieniu chłopca śmigłowcem do szpitala w Krakowie Prokocimiu i natychmiastowej operacji, Kamil przeżył. Jego matka boi się, że syn długo, nawet jako kilkunastolatek będzie przeżywał tragedię. Jego oprawca został zatrzymany przez policjantów. Czekał na nich spokojnie w swoim pokoju. To, co wydarzyło się w minioną środę, nie było pierwszym aktem jego agresji wobec rodziny. - Rok czy dwa pani Anna też do nas przybiegła i mówiła, że Tadek wariuje, że chce ją zabić – mówi Marek Daniec, sąsiad rodziny J. – Policja się nim później zajęła, posiedział w Kobierzynie miesiąc, dwa i na tym się skończyło. Tadeusz J. od kilku lat leczył się psychiatrycznie, odmawiał jednak przyjmowania leków w domu. Mimo to lekarze nie chcieli trzymać go stale w szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych w Kobierzynie. Policja natomiast wielokrotnie asystowała przy interwencjach pogotowia w domu terroryzowanym przez chorego mężczyznę. Nie zrobiła jednak nic, by pomóc zagrożonej rodzinie. Ani razu nie wszczęła postępowania z urzędu, które pozwoliłoby dogłębnie zbadać sytuację, powołać biegłych psychiatrów oraz – być może – poddać Tadeusza J. stałemu leczeniu w szpitalu. - W policyjnej dokumentacji nie ma informacji od rodziny o groźbach ze strony Tadeusza J. – mówi Włodzimierz Warzecha, Komendant Powiatowy Policji w Krzeszowicach. – Nie było też sygnałów od pomocy społecznej, by w rodzinie miała miejsce przemoc. W październiku ubiegłego roku pani Anna J. złożyła w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez jej męża. Jednak prokuratura, bez rozmowy z rodziną i nie zasięgając opinii psychiatrów, odmówiła wszczęcia postępowania. - Z naszych informacji wynika jednoznacznie, że od pewnego czasu były zgłoszenia od policji o domowych awanturach – mówi Bogusława Marcinkowska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. – Brak uzasadnienia odmowy wszczęcia postępowania. W prowadzonym obecnie postępowaniu służbowym zostaną ustalone motywy tej decyzji. Prokuratura postawiła Tadeuszowi J. zarzut podwójnego usiłowania zabójstwa, a także znęcania się nad rodziną. Grozi mu nawet 25 lat więzienia. Wcześniej jednak biegli psychiatrzy muszą ustalić, czy może odpowiadać za swój czyn. Jego żona ma żal do organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości, że trzeba było takiej tragedii, by wreszcie zajęły się niepoczytalnym i niebezpiecznym człowiekiem. - Kto trzymał papiery tak długo? – mówi Anna J. – W prokuraturze długo leżą. Trzeba czekać z pół roku, żeby coś załatwiono, a takie sprawy trzeba załatwiać szybko. Przeczytaj także:Popełnił samobójstwo na całej rodzinie?Zabił i podpalił bratowąDlaczego zabił?Wyrodny syn i ojciecBezkarny oprawca?Niebezpieczny alkoholik zagraża rodzinieKto pomoże bitym dzieciom?---strona---