Sportowcy, którzy z powodu urazów przedwcześnie musieli zakończyć karierę, często nie mogą liczyć nawet na finansowanie kosztów leczenia. Okazuje się, że działacze jak mogą oszczędzają na nich – nawet na ubezpieczeniach. - Obowiązkiem każdego klubu jest objąć sportowców opieką – mówi Rafał Kubacki. – To ich wyniki sprawiają, że działacze mają pracę, mają zapewnione wysokie emerytury i renty. Działacze często podkreślają, że tworzą z zawodnikami jedną drużynę. Niestety ta rzekoma solidarność trwa tyle, ile trwają sukcesy. Koszykarz Wisły Kraków Łukasz Kasperzec mógłby być wzorem do naśladowania dla każdego sportowca. Hart ducha i pasja dla uprawianej dyscypliny pozwoliły Łukaszowi wrócić na boisko po ciężkiej chorobie. Łukasz po zakończeniu leczenia odnowił kontrakt z Wisłą. Jeden z jego punktów gwarantował mu ubezpieczenie na wypadek kontuzji czy choroby. Kiedy kontrakt dobiegał końca, koszykarz zerwał więzadła krzyżowe w lewym kolanie. Wtedy okazało się, że nikt w klubie nie wie, gdzie Łukasz jest ubezpieczony i na jaką kwotę. - Polisa, którą podpisał nie była zarejestrowana: on po prostu nie był ubezpieczony – mówi Lucyna Bełtowska. Podobny los spotkał syna słynnego polskiego motorowodniaka Waldemara Marszałka. Sporty motorowodne należą do najbardziej niebezpiecznych. Podczas zawodów w Czechach doszło do poważnego wypadku. - Łodzie jechały na pełnej szybkości: 190 – 200 km na godzinę – opowiada Bernard Marszałek. – Wyleciałem na pierwszej prostej, jakaś łódź jeszcze po mnie przejechała. Potem cztery doby czekałem na operację, aż zostaną uregulowane sprawy między związkiem a szpitalem. Dopiero w szpitalu okazało się, że zawodnik nie jest ubezpieczony od kosztów leczenia za granicą. Przez trzy dni w siedzibie związku nie można było zastać żadnego działacza, który podjąłby decyzję w sprawie sfinansowania operacji Bernarda. - Wypadki były, ale nigdy takie, po których zawodnik nie mógłby dalej startować – mówi prezes Polskiego Związku Motorowodnego i Narciarstwa Wodnego Jerzy Czeszko. – Jeśli zdarza się wypadek, nigdy nie zostawiamy zawodnika bez pomocy. Jednak wbrew temu, co mówi prezes, sześć lat temu w wypadku na zawodach zginął wybitny motorowodniak Czesław Janus. On również nie był ubezpieczony. Jego żona została bez środków do życia. - Po tej tragedii związek traktował mnie jak jakiegoś intruza – mówi Elżbieta Janus. – Kiedy tam dzwoniłam, zawsze słyszałam, że prezesa nie ma. Nie chcieli ze mną rozmawiać. Prezes Czeszko tłumaczy, że związek nie ma obowiązku ubezpieczenia zawodnika. Według niego tak ustawa o kulturze fizycznej, jak i regulamin związku mówią, że to sam sportowiec powinien się ubezpieczyć. Jednak przypadek Marszałka powinien to zmienić. Związek będzie ubezpieczał zawodników - zapewnia prezes. Również sportowcy uprawiający inną dyscyplinę, w której wypadki i kontuzje to codzienność – judo – nie mogą liczyć na szczególną opiekę ze strony działaczy. Członkowie kadry narodowej są ubezpieczeni na 10 tys. zł, olimpijczycy na 30 tys. To śmiesznie niskie kwoty, biorąc pod uwagę, że operacje, które często są wykonywane wyłącznie za granicą kosztują dużo więcej. Jednak prezes Polskiego Związki Judo zapewnia, że takie ubezpieczenie zupełnie wystarcza. - Judo istnieje w Polsce od 50 lat i dotąd nie zdarzył się wypadek, który wyeliminowałby zawodnika z życia zawodowego – mówi prezes Józef Wiśniewski. Rafał Kubacki, mistrz świata, zna jednak przypadek z niedawnej przeszłości, który słowom prezesa przeczy. - Cudownym dzieckiem judo był jeden z moich kolegów – mówi Rafał Kubacki. – Trenowaliśmy w WKS Śląsk Wrocław. Pojechaliśmy do Sydney i tam podczas treningu on upadł na bark: doznał poważnej kontuzji. Nie wrócił do sportu, a nikt z działaczy się tym specjalnie nie przejął. Podobnie potraktowali działacze najwybitniejszą polską judoczkę, wielokrotną medalistkę mistrzostw świata. Dziś, jak mówi Rafał Kubacki, żyje ona z poczuciem wielkiego niesmaku i rozczarowania tym, co zrobił związek judo. - Czy pan oczekuje ode mnie, że teraz podejmę decyzję o ubezpieczeniu zawodników i zapewnieniu im opieki, gdy kontuzja wyeliminuje ich z uprawiania sportu? – irytuje się podczas rozmowy z dziennikarzem UWAGI! prezes Józef Wiśniewski.