Wydatki rzecznika dzieci

Paweł Jaros, rzecznik praw dziecka, co roku otrzymuje na swoją działalność ponad 4 mln zł z budżetu państwa. Zaledwie 170 tys. zł jest przeznaczane na cele związane z promocją i ochroną praw dziecka. Pozostałe pieniądze wydawane są na utrzymanie biura rzecznika.

- Proporcje powinny być odwrotne. Jak człowiek słyszy takie rzeczy, to mu się scyzoryk w kieszeni otwiera – stwierdziła Elżbieta Radziszewska, posłanka Platformy Obywatelskiej. Tylko same pensje rzecznika i pracowników biura pochłonęły 1 mln 800 tys. zł. - To jest ogromna suma pieniędzy publicznych. Nie można ich trwonić w sposób niekontrolowany – mówi Mirosława Kątna, przewodnicząca Komitetu Ochrony Praw Dziecka.O tym, że rzecznik lekką ręką wydaje pieniądze świadczy chociażby to, że za wynajem biura płaci miesięcznie 56 tys. zł. Miasto proponowało mu lokal o zbliżonej powierzchni, który kosztowałby jedynie 5 tys. zł. Mimo tak konkurencyjnej ceny, odmówił.---obrazek _i/jaros/4.jpg|prawo|Luksusowe samochody do dyspozycji rzecznika--- - Przypominam sobie, że była jakaś propozycja. Nie wiem teraz, o co chodzi. Ale my każdą propozycję sprawdziliśmy i żadna nie odpowiadała warunkom wykonywanych przez nas zadań.Kolejną pozycją na liście dużych wydatków Rzecznika Praw Dziecka są podróże. W zeszłym roku zapłacił za nie 200 tys. zł. W tym roku był już w Stanach Zjednoczonych, Australii i RPA. - Polska ma się czym pochwalić. Polski rzecznik praw dziecka jest oczekiwany i proszony o wykłady, wystąpienia – wyjaśnia Jaros. ---obrazek _i/jaros/9.jpg|prawo|Podróże rzecznika kosztowały podatnika 200 tys. zł--- To stwierdzenie obala Magdalena Środa, pełnomocnik rządu ds. Równego Statusu Kobiet i Mężczyzn. - Opinie, które o nim słyszałam w Stanach i we Francji nie są najlepsze. Nie mówi się dobrze o jego kompetencjach i staraniach – opowiada Środa. Rzecznik wydał też 7 tys. zł za zorganizowane w hotelu na Mazurach spotkania, w którym uczestniczył on i jego dwóch pracowników. Nie przeszkodził mu w tym fakt, że w warszawskim biurze istnieje sala konferencyjna, z której mógł skorzystać. - Wzięliśmy pod uwagę możliwość zorganizowania narady w taki sposób, który pozwoli na osiągnięcie odpowiedniego poziomu skupienia i załatwienie problemu, którego z uwagi na brak czasu nie było można załatwić w ciągu tygodnia – mówi Paweł Jaros. Dlaczego nie można było zorganizować spotkania w biurze rzecznika? - Tutaj nie da się pracować – wyjaśnia. Ośrodek na Mazurach, stylizowany na starosłowiańską osadę, też się raczej do tego nie nadaje. - Słyszałam niepochlebne opinie z ust człowieka, który pojechał tam do pracy przygotowany, że zrealizuje jakiś cel. Tak naprawdę nie było to możliwe, bo była to jedna wielka nieustająca zabawa ostro zakrapiana – opowiada jeden z byłych pracowników w biurze Rzecznika Praw Dziecka.

podziel się:

Pozostałe wiadomości